Sześciocyfrowej porażki swoich ulubieńców, graczy Podbeskidzia w rozgrywkach ligowych nie pamiętają nawet najstarsi górale. Co innego wysokich zwycięstw - jak choćby pięciocyfrowe, wyjazdowe triumfy w poprzednim sezonie nad Termalicą Bruk-Bet Nieciecza czy GKS-em Katowice. Jednak mecze w I lidze to jedno, a występy na boiskach ekstraklasy to całkiem inna bajka. To również nie to samo, co mniej przykuwający uwagę kibiców Puchar Polski (choć przecież za sukces w nim są niemałe pieniądze i awans do europejskich pucharów), w którym zresztą bielszczanie pokonali w ubiegłym roku GKS Bełchatów (2:0) i awansowali do ćwierćfinału tych rozgrywek. W ostatnią sobotę piłkarze Podbeskidzia poczuli jednak na własnej skórze przepaść, jaka dzieli I ligę od ekstraklasy.
GKS Bełchatów obnażył wszystkie braki bielskiego zespołu. Po stracie każdej z sześciu bramek piłkarze Podbeskidzia nie potrafili wyciągnąć konsekwencji i zmienić stylu (albo jego braku?) gry. Lepiej by było dla nich, gdyby mecz jak najszybciej, jeszcze przed upływem 90. minut gry się skończył. Szczególnie bolały błędy defensorów Podbeskidzia, zwłaszcza przy stałych fragmentach gry. Kuriozalne i szkolne pomyłki popełnili przy kryciu Bartłomiej Konieczny i Juraj Dančík - para środkowych obrońców Podbeskidzia w dwóch pierwszych meczach ekstraklasy. Ale również nie lepiej zaprezentowali się Sławomir Cienciała i Michał Osiński, którzy mieli sporo problemów z wyprzedzającymi ich skrzydłowymi GKS-u. Również postawa pozostałych graczy pozostawia bardzo wiele do życzenia. Niewidoczni byli środkowi pomocnicy, którzy nie konstruowali ofensywnych akcji swojej drużyny, a więc Dariusz Kołodziej i Czech František Metelka.
Bąk, Šourek, kto jeszcze wskoczy do składu?
Przed kolejnym spotkaniem z Widzewem Łódź w Bielsku-Białej zmiany w składzie wydają się nieuniknione. Nie ukrywają tego prezes klubu Janusz Okrzesik, który wręcz zaapelował do sztabu szkoleniowego Podbeskidzia, aby ten dał szansę nowo pozyskanym przed sezonem zawodnikom, a także sam trener Robert Kasperczyk, choć ten jest ostrożniejszy w składaniu deklaracji. - Nigdy nie mam w zwyczaju sugerować się takimi opiniami. Przyglądamy się chłopakom i na niedzielny mecz wybierzemy optymalny zespół, biorąc oczywiście pod uwagę to, co wydarzyło się w Bełchatowie - powiedział szkoleniowiec odnośnie pojawiających się wątpliwości, dlaczego od razu nie wprowadza nowych zawodników do pierwszego składu. Nasuwają się jedynie pytania, jak duże będą to zmiany i czy może konieczna jest większa rewolucja. - Zmiany w składzie są potrzebne i będą, ale jak to będzie wyglądało, to już decyzja trenera. Mogę powiedzieć, że długo rozmawialiśmy jako władze klubu ze sztabem trenerskim po ostatniej porażce z GKS-em Bełchatów - potwierdza portalowi SportoweFakty.pl rzecznik klubu z Bielska-Białej, Jarosław Zięba.
Najbardziej prawdopodobna jest zmiana na środku bloku defensywnego. W miejsce Dančíka ma pojawić się Czech Ondřej Šourek, który przyszedł do Bielska-Białej z MŠK Ziliny. Ten 28-letni obrońca o bardzo dobrych warunkach fizycznych może swoim doświadczeniem w ekstraklasie słowackiej i Lidze Mistrzów (m.in. spotkania przeciwko Olympique'owi Marsylia) wnieść dużo dobrego do gry bielszczan. Czy będzie partnerował mu Konieczny? W odwodzie jest jeszcze Jacek Broniewicz. Również rzecznik klubu potwierdził nam, iż Šourek jest największym kandydatem do gry w pierwszej jedenastce z nowych piłkarzy. - Myślę, że tak. Jako władze klubu mamy nadzieję, że te transfery, których dokonaliśmy przed sezonem i w których decydującą rolę odgrywał trener Kasperczyk - to były jego autorskie propozycje - okażą się wzmocnieniami i ci chłopcy będą grali. Tu chodzi nie tylko o Ondreja Šourka - przyznaje Zięba.
Sporo pretensji - zwłaszcza po pierwszym meczu - można było mieć do bramkarza Richarda Zajaca, który zawalił oba gole w starciu z Jagiellonią. Mimo, iż bramki w spotkaniu z GKS-em Bełchatów obciążają konta głównie obrońców, to jednak w kilku sytuacjach Zajac mógł wykazać się większym refleksem. Za słupkami przeciwko łodzianom może więc wystąpić Mateusz Bąk. Trener Kasperczyk mógłby także zdecydować się na Słowaka Mateja Náthera w linii pomocy i Adriana Sikorę, który raz trafił w słupek w Bełchatowie (rozegrał tam drugie 45. minut). - Ja rozumiem kwestie pierwszego meczu, gdzie na boisko mogła wyjść jedenastka, która wywalczyła awans, sobie na to zasłużyła. Natomiast mamy nadzieję, że ci piłkarze, którzy zostali sprowadzeni przed sezonem okażą się przydatni do zespołu - zapewnia rzecznik klubu.
Najmniejsze szanse na występ przeciwko Widzewowi mają z kolei Krzysztof Król i Mariusz Sacha, po których widać ubytki treningowe. - Sacha przepracował z nami niecały okres przygotowawczy, choć na ostatnim obozie był, więc myślę, że to nie są jakieś wielkie zaległości. Gorzej sprawa wygląda z Królem, bowiem on w przerwie letniej był sprawdzany w przeróżnych klubach i nie ma za sobą takiego pełnego okresu przygotowawczego. Myślę jednak, że szybko nadrobią te zaległości treningowe - dodaje Zięba. Kadra Podbeskidzia na obecny sezon jest dosyć szeroka i wyrównana, a więc swojej szansy na wpadkach i kontuzjach kolegów mogą upatrywać dotychczas rezerwowi gracze, jak Piotr Koman, Łukasz Górkiewicz czy Damian Chmiel.
Kar dla zawodników nie będzie
Jak udało się dowiedzieć portalowi SportoweFakty.pl, w klubie nie rozważano nawet kar dyscyplinarnych dla tych, którzy najbardziej zawinili w pierwszych meczach, a więc dla Zajaca, Koniecznego i Dančíka. W ekstraklasie ten "manewr", włącznie z relegacją do Młodej Ekstraklasy jest często stosowany. - My spokojnie reagujemy na to wszystko. Oczywiście coś złego stało się w Bełchatowie z blokiem defensywnym. Myślę jednak, że po jednym meczu zbyt daleko idących wniosków nie można wyciągać. Wiemy o tym, choćby z doświadczenia, że trener Kasperczyk potrafi uczyć się na błędach. Pokazał nam już w klubie, że potrafi wyciągać wnioski z różnych sytuacji - przekonuje rzecznik Podbeskidzia w rozmowie z naszym portalem.
Przed bielszczanami w niedzielę trzeci mecz w historii występów w ekstraklasie. Po dwóch pierwszych Górale zajmują odległe, trzynaste miejsce w tabeli. Wygraną u siebie piłkarze Podbeskidzia z pewnością poprawiliby sobie ostatnio minorowe nastroje. Aby tak się stało konieczne jest ich większe zaangażowanie i zadziorność na boisku, walka nawet na pograniczu faulu, których do tej pory brakowało. Na pocieszenie piłkarzom Podbeskidzia pozostaje jedynie wysoka lokata (4., ex aequo z Ruchem Chorzów) w klasyfikacji fair-play (bielszczanie w dwóch meczach nie zostali ani razu ukarani żółtymi lub czerwonymi kartonikami). Choć w ich przypadku żądało by się raczej, aby byli w niej znacznie niżej...