Zwycięstwo Widzewa nad Polonią to jednocześnie pierwsza wygrana trenera Radosława Mroczkowskiego. Szkoleniowiec gospodarzy nie krył w związku z tym faktem wielkiej radości po końcowym gwizdku. - Widać było pod koniec meczu, że grałem przy linii razem z moimi piłkarzami. Może dlatego, że brakowało nam już zmian, więc nic innego nie mogłem już zrobić (śmiech). Poziom koncentracji zawsze spada przy zmęczeniu, ale dzisiaj udało się zachować trzeźwy umysł aż do ostatniego gwizdka sędziego. Nasza gra nie układała się od początku, ale mój zespół budził się do gry z minuty na minutę. Myślę, że rozegraliśmy solidne spotkanie - stwierdził trener Mroczkowski.
W zupełnie odmiennym nastroju był szkoleniowiec Czarnych Koszul, Jacek Zieliński, któremu początkowe minuty meczu w wykonaniu jego zespołu również nie przypadły do gustu. - Zagraliśmy zły mecz, a zwłaszcza jego początek, który osobiście uważam za fatalny. W dodatku mogło być jeszcze gorzej, bo sprokurowaliśmy rzut karny, ale Widzew go nie wykorzystał. To, że potem dominowaliśmy i graliśmy więcej piłką, to nic nie znaczy w obliczu tego, iż nie zdobyliśmy żadnej bramki. Nie uspokoiliśmy gry w środku pola tak jak trzeba, a w dodatku z przodu mieliśmy za mało sytuacji do strzelenia gola. Łodzianie zdobyli to jedno trafienie więcej i to oni wygrali, czego im gratuluję. Musimy ten mecz przeanalizować i zresetować się na spotkanie w Bełchatowie, aby odrobić punkty stracone w Łodzi - powiedział trener klubu z Konwiktorskiej.
Jedyny gol w tym spotkaniu padł po stałym fragmencie gry, a piłka wylądowała pod nogami Princewilla Okachiego. Nigeryjczyk zachował zimną głowę i skierował piłkę do siatki Przyrowskiego. Jak dotąd wszystkie bramki strzelone przez Widzew w tym sezonie padły po stałych fragmentach. - Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż Widzew jest groźny przy stałych fragmentach gry. Do pewnego momentu niwelowaliśmy zagrożenie, ale straciliśmy jednak bramkę i to po rzucie wolnym, gdzie po drodze piłka obtarła się jeszcze o kilku graczy i była zagrana nie w pierwsze tempo. Najwyraźniej nie odrobiliśmy w tym temacie lekcji w stu procentach - przyznał po meczu Zieliński.
Widzew miał jeszcze jedną okazję na strzelenie bramki ze stałego fragmentu gry, ale w 12. minucie meczu rzut karny zmarnował Łukasz Broź posyłając piłkę obok lewego słupka bramki. Ta sytuacja nie załamała jednak gospodarzy. - Po tym, jak Broź spudłował karnego, pomyślałem, że będziemy jeszcze mieć sytuacje w tym meczu. Takie sytuacje deprymują, dlatego też cieszę się tym bardziej, że Łukaszowi udało się "zostawić" ten moment w szatni w przerwie. Jak się okazało miałem rację i z biegiem czasu przyszły kolejne okazje do strzelenia bramki - powiedział trener Mroczkowski.
Pomimo prowadzenia goście mieli swoje szanse na wyrównanie stanu meczu. Szczególnie nerwowo zrobiło się pod koniec spotkania, kiedy to Czarne Koszule rzuciły się do rozpaczliwych ataków na bramkę Mielcarza. Dodatkowo gospodarze mieli problemy z utrzymywaniem się przy piłce, czym nie ułatwiali sobie zadania. - Pod koniec meczu chcieliśmy jak najdłużej utrzymywać się przy piłce. Nie zawsze nam to wychodziło, bo to spotkanie kosztowało nas dużo sił i zaangażowania. Zdenerwowanie i chęć przełamania remisowej passy też nam nie pomagały. Mam nadzieję, że to zwycięstwo pomoże nam zrzucić z siebie presję i w następnych kolejkach będziemy grać spokojniej. Cieszą nas te 3 punkty, ale już za tydzień gramy mecz wyjazdowy z wicemistrzem Polski i to na nim musimy się już skupić - zakończył swoją wypowiedź trener Widzewa.