Mistrzowie Polski w pierwszym meczu ostatniej fazy kwalifikacji przed własną publicznością pokonali APOEL 1:0, by w rewanżu ulec Cypryjczykom 1:3, chociaż wynik 1:2, który utrzymywał się od 78. do 88. minuty, dawał wiślakom awans do upragnionej Ligi Mistrzów.
- Rozczarowanie to dobre słowo. Bądźmy jednak realistami - APOEL zagrał lepiej od nas w obu spotkaniach. Mimo mimo to byliśmy naprawdę blisko, zabrakło trzech minut - przyznał Maaskant po powrocie do Krakowa.
- W pierwszych minutach chcieliśmy ich przycisnąć, ale oni nie dali nam na to szans. W przerwie nakazałem zmianę taktyki, druga połowa była lepsza w naszym wykonaniu. Powinniśmy jednak zaatakować wcześniej i wyżej. Po stracie drugiej bramki graliśmy jednak całkiem dobrze, zasługiwaliśmy na gola i zdobyliśmy go. Na trzy minuty przed końcem wszystko jednak poszło nie po naszej myśli - dodał holenderski szkoleniowiec.
Maaskant pocieszał się, że Wisła wciąż rywalizuje na europejskiej arenie: - Pamiętajmy jednak, że jeszcze nie odpadliśmy z europejskich pucharów, choć to Liga Mistrzów była najważniejszym celem i wielkim marzeniem. Gdyby w zeszłym sezonie Wisła osiągnęła fazę grupową Ligi Europejskiej, wszyscy byliby szczęśliwi, ale teraz wszyscy czują, że coś straciliśmy. Kiedy jednak niedługo przy pełnym stadionie będziemy rywalizować w Lidze Europejskiej, porażka z APOEL-em pójdzie w zapomnienie. W przyszłym roku spróbujemy jeszcze raz powalczyć o Ligę Mistrzów, a jest tylko na to jeden sposób: musimy zdobyć mistrzostwo Polski.