Marcin Ziach: Sześć punktów na tym etapie rozgrywek to dla pana zadowalający rezultat?
Marcin Kaczmarek: Na pewno nie, tym bardziej biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich te punkty traciliśmy. Patrząc na naszą grę trzeba powiedzieć, że powinniśmy mieć tych punktów więcej. Tak się jednak nie stało. Musimy wyciągnąć wnioski i jak najszybciej pozbierać ten zespół w następnych meczach.
Na zapleczu ekstraklasy Olimpia jest beniaminkiem, ale poczyna sobie bez kompleksów. Gra wygląda całkiem nieźle, ale nie idzie to w parze ze zdobyczą punktową.
- Tak właśnie jest, ale za wrażenia artystyczne nikt w piłce punktów nie daje. Gramy nieźle w piłkę, ale póki co jesteśmy mało skuteczni. Ostatnio w Bytomiu przegraliśmy bardzo ważny dla nas mecz z punktu widzenia mentalnego i pozycji w tabeli. Musimy wziąć się do roboty i zacząć eliminować błędy, jakie się w naszej grze przydarzają. Jak nam się to uda, to punkty też zdobywać będziemy.
Awans z minionego sezonu nie był w Grudziądzu niespodzianką. Przez ostatnie dwa lata Olimpia już do bram pierwszej ligi pukała.
- Udało nam się wywalczyć ten awans w dwa lata i to już jest naszym sukcesem, bo nigdy wcześniej Olimpia w tak wysokiej lidze nie grała. Myślę, że w trzy lata przejście drogi z trzeciej ligi na zaplecze ekstraklasy, to spory sukces. To co się wydarzyło w poprzednim sezonie to już historia i skupiamy się na tym, co przed nami. Póki co mamy na koncie sześć punktów po siedmiu kolejkach i ten dorobek nas absolutnie nie zadowala.
Pan jest głównym budowniczym sukcesu Olimpii Grudziądz. Jakie w tym mieście są warunki, do budowy silnego zespołu?
- W Grudziądzu zebrała się grupa pasjonatów, która chciała z dobrym skutkiem z Olimpią zrobić wynik sportowy. Na czele tej grupy stanął prezes Jacek Bojarowski i jak się okazało nakreślił dobry kierunek. Zawodnicy, jakich przez trzy lata udało nam się do Olimpii ściągnąć prezentowali na tyle wysoki poziom, a klub posiadał solidne podstawy administracyjne, by o ten wynik powalczyć. Dzięki ciężkiej pracy udało nam się to osiągnąć, a teraz priorytetem dla Grudziądza jest to, żeby ta przygoda z zapleczem ekstraklasy trwała dużo dłużej niż sezon czy dwa.
Pierwszy sezon dla beniaminka teoretycznie jest zawsze łatwiejszy.
- Ale to tylko teoria, a życie pisze swoje scenariusze. Nasze pierwsze tygodnie w pierwszej lidze były naprawdę ciężkie. Dwukrotnie poczuliśmy się pokrzywdzeni, bo grając dobrze w piłkę kończyliśmy mecz bez punktów niekoniecznie z naszej winy. Podobnie było we wspomnianym wcześniej meczu z Polonią. Graliśmy lepiej w piłkę i byliśmy stroną przeważającą, ale Świerczokowi wyszły dwa strzały życia i znów byliśmy na łopatkach.
Sprowadzenie do Grudziądza zawodników z ekstraklasową przeszłością było trudnym zadaniem?
- Tych zawodników z przeszłością w ekstraklasie nie mamy zbyt wielu. Jest Janusz Dziedzic i Marcin Kokoszka, który jednak w tej ekstraklasie meczów za dużo nie ma...
Jest też chociażby Michał Wróbel i kilku innych zawodników, którzy piłki na tym najwyższym poziomie zasmakowali.
- W ekstraklasie? O tym nie wiedziałem (śmiech). Od razu Michała przepraszam, żeby się o to przypadkiem nie obraził. Wiem, że był w tych zespołach, ale za dużo się nie nabronił w tym czasie, z całym szacunkiem dla niego. W nawiązaniu do pana pytania, wydaje mi się, że zbudowaliśmy fajną grupę ludzi, ale porażki nie pomagają w tym, żeby zespół robił krok do przodu. Trzeba się otrząsnąć i grać dalej.
Cel Olimpii na ten sezon to utrzymanie, czy minimum utrzymanie?
- Utrzymanie, to cel jaki nam przyświecał od samego początku. Jesteśmy klubem stabilnym, ale mającym jeden z mniejszych budżetów w tej lidze. Musimy szanować to, co jest, ale też robić wszystko, żeby ten klub robił postęp. A on nastąpi tylko wtedy, kiedy w tym debiutanckim sezonie status pierwszoligowca uda nam się obronić.
Widzi pan przepaść między drugą ligą a zapleczem T-Mobile Ekstraklasy?
- Różnica na pewno jest spora. Może nie przepaść, bo różnice między tą czołówką ścisłą jakieś są, ale nie są one jakieś olbrzymie. Podstawowe różnice, to na pewno szybsze tempo gry, większa jej kultura i lepsi piłkarze. Szybko udało nam się przestawić na ten poziom pierwszoligowy, ale jak już wspominałem, tych punktów jest mało. Musimy stawić temu czoła i jak najszybciej to zmienić.
Pana ambicje co by zaspokoiło? Nie uwierzę, że miejsce tuż nad kreską...
- Musimy na to patrzeć z pokorą. Przecież Olimpii Grudziądz do niedawna nie było na piłkarskiej mapie Polski. Grała co najwyżej w trzeciej lidze i to jeden sezon, po którym ileś lat temu z łoskotem spadła do ligi czwartej. Pierwsza liga jest dla nas jak sen i chcemy to jeść małą łyżeczką. Piłka nożna naprawdę uczy pokory . Co z tego, że ja powiem, że moje cele i ambicje są wyższe, skoro trzeba mierzyć siły na zamiary. Na tym etapie rozgrywek znaleźliśmy się w trudnym położeniu, bo jesteśmy gdzieś w tyle tabeli. Przed nami ciągle mecze z potentatami: Pogonią, Termaliką czy Wartą Poznań, z którymi zagramy w najbliższym czasie. To będzie dla nas ciężkie doświadczenie, ale ja wierzę w swój zespół mimo to, że w dotąd nie wszystko szło tak, jakbyśmy tego wszyscy chcieli.
Mecze z potentatami pokażą prawdziwą wartość Olimpii w tym sezonie?
- Na pewno po części tak. Będą ważne przede wszystkim z punktu widzenia psychologicznego. Pod tym względem znaleźliśmy się w naprawdę trudnym położeniu, bo mamy trochę pod górkę w tej lidze. Lepsza gra, niż wyniki nikogo nie cieszy. Brakuje nam punktów i to jest nasz największy dzisiaj problem.
Kiedyś w końcu to frycowe przyjdzie pana drużynie spłacić w całości.
- Oby tak było, jak pan mówi.