Nie siedzę na beczce prochu - rozmowa z Jackiem Zielińskim, trenerem Polonii Warszawa

Zdjęcie okładkowe artykułu:  /
/
zdjęcie autora artykułu

Polonia Warszawa, przed startem sezonu typowana jako jeden z głównych kandydatów do tytułu mistrza Polski, gra jak na razie przeciętnie. Trener Jacek Zieliński ze słabej postawy swojej drużyny tragedii jednak nie robi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że czas działa na jego korzyść, a zespół wciąż jest w trakcie przebudowy.

W tym artykule dowiesz się o:

Kamil Kołsut: Dziesięć punktów w pięciu meczach to wynik zadowalający, czy gdzieś pobrzmiewa jednak nutka rozczarowania?

- Nie wiem, czy można do tego podchodzić w ten sposób. Dziesięć punktów w pięciu meczach to moim zdaniem wynik w miarę dobry, mogliśmy mieć wyższy dorobek, ale ja cały czas uważam, że ten zespół jest w fazie przebudowy i lepiej to my dopiero będziemy grali.

Rywale - oprócz skupionej na walce o Ligę Mistrzów krakowskiej Wisły - nie byli z najwyższej półki.

- Dziennikarze piszą teorię i opierają się na statystykach, natomiast życie piłkarskie toczy się trochę inaczej. Uważam, że możemy mieć zastrzeżenia do siebie jeśli chodzi o mecz z Widzewem i strata trzech punktów w Łodzi jest bolesna, natomiast w pozostałych spotkaniach do maksa zabrakło nam niewiele. Starcie z Wisłą było dobrym widowiskiem, a to, że nie udało się wygrać, to zasługa gości, bo którzy rozegrali dobry mecz.

Mam jednak wrażenie, że na starcie tego sezonu wyniki były lepsze niż gra.

- No jeśli tak to wygląda, że wyniki były lepsze niż gra, no to poczekajmy, jak będzie wyglądał wynik, gdy będzie lepsza gra. Nie mamy się czym martwić na tę chwilę.

Ale z gry drużyny zadowolony pan nie jest?

- Uważam, że jest dużo do zrobienia i ten zespół jest ciągle w fazie przebudowy. Wszystkim się wydawało, że Polonia będzie miała jakiś dream team, natomiast ja od początku chłodziłem nastroje. Spokojnie.

Polonia w pierwszych pięciu meczach wywalczyła dziesięć oczek

Przed rozpoczęciem sezonu powiedział pan, że celem jest mistrzostwo Polski. Chłodzeniem nastrojów bym tego nie nazwał.

- To się nie zmienia, cały czas mówimy o tym, że będziemy grali o mistrzostwo Polski. Nie mamy jednak takiego zespołu, który by miażdżył innych rywali i był poza zasięgiem reszty stawki. To są bzdury i mrzonki.

Pod względem personalnym Polonia jest drużyną gotową do walki o tytuł?

- Nie, tak nie uważam.

Czego zatem temu zespołowi brakuje najbardziej?

- Zawsze przydałoby się paru zawodników, ale na chwilę obecną największy problem mamy w ataku. Są tam młodzi chłopcy, którzy dopiero - tak jak Teodorczyk czy Cani - uczą się piłki i trudno od nich wymagać cudów, choć od Polonii oczekuje się bardzo dużo. To nie są gracze, którzy mogą pociągnąć nasz zespół do mistrzostwa Polski, takie postawienie sprawy może im zrobić krzywdę.

Zwłaszcza, że napastnika to taka niewdzięczna rola, w której musisz żyć z pracy innych. A pomocnicy na razie rozczarowują.

- Spokojnie, za nami dopiero pięć kolejek. Troszkę za szybko się ocenia Polonię negatywnie, to jest lekko przesadzone.

Trener Zieliński wie, że jego zespół jest w trakcie przebudowy

Ale od zespołu dysponującego takim potencjałem ludzkim, który - w meczu towarzyskim, bo towarzyskim - potrafił ograć mistrza Niemiec, można chyba wymagać trochę więcej.

- Nie przesadzajmy, to był tylko mecz kontrolny. Oczywiście, chwała chłopakom za to, ograliśmy Borussię Dortmund, bo polskiemu zespołowi dawno już nie zdarzyło się pokonać drużyny takiego formatu, ale to był tylko sparing, liga rządzi się swoimi prawami. Taka porażka z Widzewem jest dla nas przykra, natomiast ten sam Widzew tydzień później potrafi wygrać ze Śląskiem, więc może teraz fachowcy trochę inaczej spojrzą na łodzian.

Po tym feralnym spotkaniu z zespołem Radosława Mroczkowskiego kompletnie przemeblował pan linię obronną Polonii, w której ostał się tylko Adam Kokoszka. Odkąd prowadzi pan drużynę z Konwiktorskiej, żaden zespół w lidze nie stracił mniejszej ilości bramek, do formacji defensywnej większych zastrzeżeń mieć więc chyba nie można. Rozumiem, że roszady wynikały więc z założeń taktycznych?

- Nie miałem pretensji do defensywy, skoro w czterech meczach straciliśmy dwie bramki. Chcieliśmy jednak zagrać trochę inaczej, bardziej ofensywnie bokami obrony i wykorzystać Tomka Jodłowca w innej roli, stąd takie zmiany. Nie wynikały one na pewno z tego, że oceniałem źle obrońców po meczu z Widzewem, to to byłoby żartem.

Gra Sadloka na boku obrony to pana ostateczna decyzja? W mediach coraz częściej pojawiają się opinie, że jest to rozwiązanie błędne, bo Maciek zdecydowanie lepiej spisywałby się na środku defensywy.

- Ludzie, którzy tak mówią, nie są i nie trenują z tą drużyną na co dzień, więc myślę, że trudno im to autorytatywnie oceniać. Maciek Sadlok jest dla mnie dobrym obrońcą, natomiast będzie grał tam, gdzie będzie wymagała tego sytuacja, dla jego rozwoju, dla jego dobra. Może występować i na lewej stronie obrony i na środku po to, żeby się rozwijać. On ma dopiero 21 lat. Jest zawodnikiem ogranym w tej lidze, ale jeszcze za wcześnie, by wrzucać go do jakiejś szuflady i przypisywać do jednej pozycji.

Maciej Baszczyński zostanie na stoperze - w takiej roli był latem do stolicy sprowadzany - czy to także będzie zależało od sytuacji?

- Będzie to zależało od sytuacji. Ja potrzebuje także ludzi uniwersalnych, którzy zagrają tam gdzie trzeba.

Polonia gra przeciętnie, ale punktuje regularnie, dając kibicom powody do radości

Jak na razie waszą grę ofensywną ciągnie Bruno Coutinho. Jest to zaskoczenie, czy raczej spodziewał się pan, że po odejściu Adriana Mierzejewskiego to Brazylijczyk weźmie na swoje barki odpowiedzialność za zespół?

- Może nie tyle zaskoczenie, bo on dobrą dyspozycję pokazywał już w rundzie wiosennej, natomiast - rzeczywiście - na chwilę obecną on bierze na siebie ciężar gry ofensywnej. Myślę jednak, że już niedługo do dobrej dyspozycji wrócą Robert Jeż, Grzesiek Bonin, czy Pavel Sultes i wówczas to się wszystko rozłoży.

Za jednego z cichych bohaterów można z kolei uznać Łukasza Piątka, którego niektórzy szkoleniowcy pracujący w polskiej ekstraklasie widzą nawet w wyjściowej jedenastce biało-czerwonych na Euro 2012, tymczasem przez dziennikarzy i kibiców jest on permanentnie niedoceniany.

- Na pewno Łukasz jest jednym z najbardziej niedocenianych graczy w polskiej lidze. To bardzo dobry chłopak, solidna firma, na którego zawsze można liczyć. Problemem jest to, że wykonuje on często mrówczą pracę, której się nie dostrzega, my ją jednak zauważamy, dziennikarze raczej nie. Ja mogę mówić o nim w samych superlatywach, to jest dobry zawodnik i stanowi ważne ogniwo naszej drużyny.

Odkąd Józef Wojciechowski jest właścicielem Polonii Warszawa, praca szkoleniowca w tym klubie przypomina siedzenie okrakiem na beczce prochu. Pan czuje zaufanie ze strony prezesa?

- Tak, jesteśmy w stały kontakcie i absolutnie nie czuję, abym siedział na beczce prochu. Po meczu z Widzewem nie było żadnych problemów, ultimatów - jak to gdzieś czytałem - że po porażce z GKS-em straciłbym pracę. Prasa, jak to zwykle, musi swoje podać, dziwne teorie snuć, natomiast jeśli chodzi o zaufanie prezesa i naszą współpracę, nie ma żadnych problemów.

Przed dalszą częścią rozgrywek ligowych jest pan optymistą?

- Jak najbardziej. Nie mam żadnych powodów do pesymizmu, snucia teorii spiskowych czy fatalistycznych. Myślę, że ten zespół się rozwija, będzie rozwijał i będziemy grali coraz lepiej.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)