- Chcieliśmy szybko zdobyć gola, ale ta sztuka nam się nie udała. Szkoda straconych punktów, lecz trzeba się podnieść i walczyć dalej - skomentował dość lakonicznie Siergiej Kriwiec.
Dobra gra Kolejorza miała miejsce tylko przez kwadrans. Mimo to podopieczni Jose Marii Bakero podkreślali, że przyczyną porażki była nieskuteczność. - Zamiast objąć prowadzenie straciliśmy bramkę i to rywale mieli ułatwione zadanie. W drugiej połowie próbowaliśmy coś wskórać, ale niewiele nam wychodziło - dodał białoruski pomocnik.
Obserwatorzy piątkowego pojedynku byli zgodni: poznaniacy stanęli w 15. minucie i później już do końca nie wrócili do wysokiego poziomu gry. - Nie wiem dlaczego do tego doszło. Będziemy to spotkanie gruntownie analizować i może wtedy poznamy odpowiedź. Po części wpływ na taki obraz miała klasa Wisły. Tam występuje wielu dobrych zawodników, którzy stanowili dla nas duże przeszkody. Wystarczy wspomnieć choćby Maora Meliksona czy Ivicę Ilieva - stwierdził Kriwiec.
W niektórych fragmentach pierwszej połowy lechici mieli ogromne, niespotykane dotąd kłopoty w defensywie. Wisła zamykała ich w polu karnym i oddawała po kilka strzałów w jednej akcji. - Nie da się grać cały czas w takim samym tempie. Poza tym Biała Gwiazda to mistrz Polski i wiadomo, że w każdym spotkaniu stworzą dobre okazje. Nie wydaje mi się, by było to coś nienormalnego - przyznał Białorusin.
Lech poderwał się dopiero w ostatnich dwudziestu minutach. Zbiegło się to w czasie ze wznowieniem dopingu przez fanów. - To wsparcie na pewno nam pomogło. Nie rozumiem dlaczego kibice nie dopingują przez cały mecz. Nam jest to bardzo potrzebne. Apeluję, by publiczność nie obrażała się i była aktywna przez 90 minut. Szkoda też, że na trybunach zasiadło tylko 18 tysięcy widzów. To mało jak na możliwości Poznania - zakończył Kriwiec.
W piątkowy wieczór 25-letni pomocnik dopiero po raz pierwszy w obecnym sezonie pojawił się w wyjściowym składzie Kolejorza.