Wrócili do świata żywych - relacja z meczu GKS Katowice - KS Polkowice

Świadkami prawdziwej strzeleckiej kanonady byli w środowy wieczór kibice przy Bukowej. W starciu dotychczasowych outsiderów GKS Katowice rozstrzelał KS Polkowice aż 5:0 (1:0), a był to najniższy z możliwych wymiar kary.

Przed meczem nastroje w obu zespołach były fatalne. W ośmiu dotychczasowych grach ani GieKSa ani KS Polkowice nie zaznały słodyczy zwycięstwa. W środowy wieczór przy Bukowej w wielkim stylu triumfowali katowiczanie. - Wróciliśmy do świata żywych - cieszył się wracający do gry po dłuższej przerwie Adrian Napierała.

Pięć bramek strzelonych przez GKS drużynie z Polkowic nie należy oceniać pod kątem przypadku. Katowicka drużyna mecz rozpoczęła z dużym animuszem, ale trzeba było poczekać aż gospodarze "wstrzelą się" w bramkę Sebastiana Szymańskiego. Jeszcze w 19. minucie golkiper drużyny z Dolnego Śląska wygrał pojedynek sam na sam z Mateuszem Zacharą, ale minutę później musiał skapitulować po raz pierwszy, kiedy po dośrodkowaniu z kornera strzałem głową pokonał go wcześniej wspomniany Napierała.

Doświadczony defensor GieKSy wskoczył do wyjściowej jedenastki śląskiej drużyny w miejsce kapitana zespołu, Jacka Kowalczyka i jak na lidera przystało poprowadził zespół do zwycięstwa. Obok trafienia z pierwszej części gry 29-latek skierował piłkę do bramki zaraz po zmianie stron, wykańczając indywidualną akcję w swoim stylu, kapitalnym strzałem ok. z 30. metrów. Szymański po raz kolejny był bez szans.

Dramat Polkowic w tragedię przekuł pięć minut później Marcin Nowak, w głupi sposób oglądając drugą żółtą kartkę. Na dodatek piłka po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wpadła wprost pod nogi znajdującego się przed bramką gości Damiana Chmiela, który dobrze wiedział jak się w tej sytuacji zachować i zdobył trzecią bramkę dla GieKSy w tym meczu.

Czwarte trafienie dla gospodarzy dołożył w 63. minucie spotkania Zachara, dobijając do pustej bramki piłkę "wyplutą" przez Szymańskiego po strzale Mateusza Niechciała.

Dopiero wtedy na moment przebudzili się podopieczni trenera Bartłomieja Majewskiego, którzy byli bliscy zdobycia bramki honorowej, ale w sytuacji sam na sam Jarosław Piątkowski musiał uznać wyższość Witolda Sabeli. O wielkim pechu mógł mówić z kolei na kwadrans przed końcem spotkania Krzysztof Janus, po efektownym strzale z dystansu którego piłka zatrzymała się na spojeniu słupka z poprzeczką katowickiej bramki.

Środowy wieczór należał jednak do GieKSy, która nienasycona czterema trafieniami szukała kolejnych bramek. Swoje szanse mieli Grzegorz Goncerz, Przemysław Pitry i Tomasz Hołota, ale albo katowiczanom brakowało celności, albo dobrze interweniował Szymański. Wyższość tego ostatniego bramkarz KS Polkowice musiał za to uznać w 79. minucie gry, kiedy po dośrodkowaniu Chmiela z rzutu rożnego piłka trafiła wprost pod nogi młodzieżowego reprezentanta Polski, a ten silnym strzałem ustalił wynik meczu.

W 88. minucie boisko opuścił żegnany owacją na stojąco Napierała. Dla potężnie zbudowanego stopera śląskiej drużyny był to pierwszy występ w tym sezonie, nie licząc minutowego epizodu w meczu 1/16 Pucharu Polski z Puszczą Niepołomice. - Cieszą bramki, ale jeszcze bardziej cieszą trzy punkty. Ten mecz pozwoli nam złapać komfort psychiczny i do meczu z Zawiszą nie podejdziemy już w kategoriach "musimy", a "możemy". Dobrze wiemy, że stać nas na zwycięstwo z każdym zespołem w tej lidze i w sobotę się o tym lider z Bydgoszczy przekona - zapewnia gracz drużyny z Bukowej.

Bartłomiej Majewski (trener KS Polkowice): Ciężko po takim meczu powiedzieć cokolwiek sensownego. W drugiej połowie popełnialiśmy błędy, które na tym szczeblu rozgrywek nie maja prawa nam się przydarzać. GKS te wszystkie nasze słabości obnażył i dlatego ta część meczu wyglądała tak, jak wyglądała. W pierwszej połowie nasza gra nie wyglądała najgorzej, ale mecz ocenia się przez pryzmat dwóch połówek. Ciężko komentować to, co stało się z nami po przerwie.

Rafał Górak (trener GKS Katowice): Okres ośmiu spotkań bez zwycięstwa, jaki na początku swojej przygody z GKS przeżyłem, to chyba najdłuższy w mojej przygodzie z trenerką. Pragnęliśmy tego zwycięstwa od dawna. Parę razy nam się ono wymknęło, inne mecze po prostu zawaliliśmy. Po tym meczu ktoś może mi krzyknąć: "Górak! Co? Adrian Napierała" i ja się z tym w pełni zgadzam. Musimy jednak pamiętać, że to jest początek drogi. Tym meczem GKS ani nie wygrał tej ligi, ani się w niej nawet nie utrzymał. Ten mecz zadecydował jednak o tym, że zawodnicy tej drużyny zaczną wreszcie wierzyć w siebie i swoje umiejętności. Musimy w siebie wierzyć, bo ta wiara dała nam w tym meczu ułamek tego, czego tak bardzo pragnęliśmy. Przed nami kolejny mecz i dobrze, że przyjeżdża do Katowic Zawisza Bydgoszcz. Egzamin z Polkowicami już zdaliśmy, teraz pora stawić czoła jeszcze lepszemu rywalowi.

GKS Katowice - KS Polkowice 5:0 (1:0)

1:0 - Napierała 20'

2:0 - Napierała 47'

3:0 - Chmiel 53'

4:0 - Zachara 63'

5:0 - Hołota 79'

GKS Katowice: Sabela - Farkas, Napierała (88' Kamiński), Rzepka, Niechciał, Chmiel, Hołota, Beliancin, Goncerz (66' Chwalibogowski), Pitry, Zachara (71' Rakels).

KS Polkowice: Szymański - D. Wacławczyk, Nowak, Peroński, Ałdaś (84' Miłek), Salamoński, Kocot, Piotrowski (78' Kazimierczak), K. Wacławczyk, Piątkowski, Bryła (46' Janus).

Czerwona kartka: Nowak /52' za drugą żółtą/ (KS Polkowice).

Żółte kartki: Napierała, Rzepka (GKS) - Bryła, Nowak (Polkowice).

Sędzia: Piotr Siedlecki (Warszawa).

Komentarze (0)