Legioniści zdruzgotani: Zostaliśmy w szatni, przeszliśmy obok meczu

Legia Warszawa po słabej grze przegrała przy Konwiktorskiej derby z Polonią, oddając Czarnym Koszulom piłkarski prymat w stolicy. Piłkarze Wojskowych po ostatnim gwizdku - zirytowani swoją boiskową postawą - nie przebierali w słowach.

Pierwsza połowa niedzielnego starcia była wyrównana, a Legioniści schodzili na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem po trafieniu Miroslava Radovicia. Po przerwie na boisko wyszła już jednak zupełnie inna drużyna. - Nie wiem, co się z nami dzieje. Wciąż rozmawiamy, a tak naprawdę nic nie robimy. O derbach dyskutowaliśmy długo, mówiliśmy, że przyszedł czas by wreszcie wygrać, a tymczasem znowu jesteśmy słabsi. Po przerwie zostaliśmy w szatni, drużyny w ogóle nie było na boisku i Polonia to wykorzystała - wyjaśnia autor jedynej bramki dla Wojskowych, który na listę strzelców wpisał się po indywidualnej akcji.

Po przerwie gospodarze zdecydowanie zaatakowali Legię i strzelili dwie zasłużone bramki. Michał Żewłakow zwraca uwagę, że gole dla Polonii padały w bliźniaczych okolicznościach. - Zagrali dwie takie same akcje: długa piłka w pole karne, zgranie i strzał nadbiegającego zawodnika - wyjaśnia były gracz Czarnych Koszul dodając, że samo spotkanie nie stało na najwyższym poziomie. - Nie był to mecz porywający. Myślę, że w pierwszej połowie to my mieliśmy przewagę, a po przerwie osiągnęła ją Polonia - mówi. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:1, a bramki dla gospodarzy strzelali Edgar Cani i Tomasz Jodłowiec.

Legia jeszcze w czwartek w ramach rozgrywek Ligi Europy grała w Eindhoven, zdaniem Radovicia wspomniany mecz i stosunkowo krótki odpoczynek nie miały jednak większego wpływu na wynik derbowego starcia. - Trzeba było wyjść na to boisko i zostać bez ręki czy bez nogi, ale grać, żeby wygrać. To się nie stało. Wiem, co to spotkanie dla wszystkich znaczyło, a my przeszliśmy obok niego - wyjaśnia. Trudno się z nim nie zgodzić, bo po przerwie Polonia zdominowała rywale nie za sprawą znaczącej przewagi w umiejętnościach piłkarskich, ale głównie dzięki zaangażowaniu i zażartej walce o każdy metr boiska.

Niedzielna klęska była dla podopiecznych Macieja Skorży trzecią porażką z rzędu. - Nikt się tego nie spodziewał. Trzeba przestać gadać, a zacząć więcej pracować - nie ma wątpliwości Radović. - Sami sobie coś takiego urządziliśmy, więc teraz sami musimy sobie z tym poradzić i sprawić, by tych punktów przybywało i żeby humory były lepsze. Na razie nie jest dobrze i czekamy na kolejne mecze - dodaje Żewłakow. Legia w słabym stylu przegrała starcia z Podbeskidziem, PSV i Polonią, a przed nią spotkanie Pucharu Polski z Rozwojem Katowice oraz trudne boje starcia z GKS-em Bełchatów i Wisłą Kraków.

Co dalej z zespołem z Łazienkowskiej? - Najprościej wygrać teraz jakiś mecz i spróbować piąć się w górę. Co jeszcze? Nie wiem. Trzeba się powkur..., wzajemnie opier..., powiedzieć sobie parę męskich słów, bez obrażania, i zacząć od zera - nie kryje Żewłakow. Dużynie potrzeba wstrząsu, po niezłym początku sezonu Legia stacza się bowiem po równi pochyłej i na dalszą degrengoladę pozwolić sobie nie może. - Mamy mecz pucharowy i na nim trzeba się skupić - podkreśla z kolei Radović. - Czeka nas męska rozmowa i zobaczymy, jakie wnioski z tego wyciągniemy. Tracimy punkty i boję się, że później znowu może zabraknąć nam czasu.

Komentarze (0)