Wyniki miały przyjść w tym sezonie. Jan Urban miał komfortową sytuację, bowiem ściągnął zawodników takich jakich chciał. Pozyskał piłkarzy na wszystkie pozycje, na które potrzebował wzmocnień. Jednak początek rozgrywek jest fatalny w jego wykonaniu. W sześciu ligowych meczach nie potrafił odnieść ani jednego zwycięstwa i na dodatek przegrał w Pucharze Polski z MKS-em Kluczbork. Wcześniej spekulowało się, że Urban musi wygrać z MKS-em i ŁKS-em Łódź, aby zachować posadę.
- Jesteśmy trenerami i żyjemy przede wszystkim z wyników. Jeżeli one są satysfakcjonujące to szkoleniowiec ma spokojną głowę. Jeśli ich nie ma to jest wiele spekulacji. My ze swojej strony, myślę tutaj o sztabie szkoleniowym, pracujemy i staramy się zmienić tę sytuację. Ile dostaniemy czasu na to, to już nie jest zależne ode mnie - mówi Jan Urban. Trener Zagłębia nie komentuje spekulacji o tym, że został wezwany na dywanik. - Po prostu z prezesem rozmawiam codziennie - odpiera zarzuty.
Kluczowe dla losów trenera mogło być pierwsze trafienie z MKS-em Kluczbork. Zagłębie gola straciło już w ósmej minucie i drugoligowcy uwierzyli w swoje umiejętności. - Nie sądzę, żeby ta bramka ustawiła spotkanie, ponieważ my szybko odpowiedzieliśmy. Można powiedzieć, że Kluczbork wygrał mecz zasłużenie. W końcówce, kiedy graliśmy bardzo wysoko, zespół gospodarzy miał dużo kontr i brakowało im tylko wykończenia sytuacji. Nie szukam jakiegoś tłumaczenia, że coś tam sędzia czegoś nie zrobił czy my mieliśmy ileś tam sytuacji - zakończył Urban.
Byłego trenera Legii Warszawa najprawdopodobniej czeka dymisja. Domagają się tego kibice, a zarząd może nie podjąć jej przed sobotnim spotkaniem z ŁKS-em Łódź, lecz dopiero po nim. Przyszłość Urbana wydaje się być już przesądzona. Podzieli los Andrzeja Lesiaka, który dwa lata temu po odpadnięciu z Pucharu Polski musiał rozstać się ze stołkiem pierwszego szkoleniowca Zagłębia Lubin.