Maciej Mielcarz: Największe pretensje mam o pierwszą bramkę

Widzew Łódź w meczu 9. kolejki T-Mobile Ekstraklasy stracił miano niezwyciężonej drużyny. Podopieczni Radosława Mroczkowskiego ulegli w meczu wyjazdowym Ruchowi Chorzów 1:3.

Bartosz Tarnowski
Bartosz Tarnowski

- Porażkę będziemy dopiero analizować. Przegraliśmy, a chyba nikt nie lubi przegrywać. Ale nie oszukujmy się. Kiedyś ten moment musiał nadejść i my jesteśmy na to przygotowani. Przegraliśmy mecz, mamy dwa tygodnie wolnego, głowa do góry. Musimy teraz pokonać ŁKS - powiedział po meczu Maciej Mielcarz, bramkarz łódzkiego Widzewa.

Początek spotkania nie wskazywał na porażkę zawodników z Łodzi. Dobrze rozpoczęli oni spotkanie, oddając w pierwszym kwadransie kilka strzałów na bramkę Ruchu. Oblicze gry łodzian zmieniło się, kiedy po raz pierwszy na bramkę uderzyli chorzowscy zawodnicy. - Przypadkowa bramka, sprowokowana dziwną sytuacją. Gdzie my wybijamy piłkę, a sędzia gdzieś się kręci, nie wiadomo gdzie. Później za chwilę mamy z tej sytuacji rzut wolny na naszą bramkę. Dziwna sytuacja i na prawdę do tej sytuacji graliśmy dobrze - przekonuje golkiper.

Podczas spotkania, a także po jego zakończeniu, zawodnicy z Widzewa, a także Ruchu nie mieli zbyt dobrego zdania o pracy sędziego, który podejmował kontrowersyjne decyzję. - Ja największe pretensję mam o tą pierwszą bramkę. A potem już różnie bywało. Karnego też nie chcę komentować, bo nie chce mi się do Warszawy jeździć - mówi "Mały".

Jedną z kontrowersyjnych decyzji podjętych przez arbitra był wspomniany przez widzewiaka rzut karny dla zespołu gospodarzy. - Absolutnie karnego nie było - przekonuje 31-letni bramkarza. - Ugo Ukah zasłaniał piłkę, zgrał ją następnie czysto głową do mnie. Nie wiem. Nie chcę komentować tej sytuacji, bo nie chcę jeździć przed komisję. Szkoda mojego czasu - tłumaczy.

Doświadczonemu golkiperowi udało się obronić rzut karny wykonywany przez Wojciecha Grzyba, ale był już bezradny wobec dobitki Arkadiusza Piecha. W tej sytuacji zawinili obrońcy Widzewa, którzy nie pobiegli do odbitej piłki. - Kiedy bramkarz obroni rzut karny, a następnie rywal zdoła uciec naszym obrońcom i dobić strzał, to na pewno nie jest to powodem do dumy - kończy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×