Sportowo poniosłem porażkę - rozmowa z Grzegorzem Wesołowskim, byłym trenerem Olimpii Elbląg

- Muszę spędzić trochę czasu z rodziną i psychicznie odpocząć, bo ostatnie miesiące były bardzo ciężkie - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, trener Grzegorz Wesołowski, kilka godzin po swojej dymisji z Olimpii Elbląg.

Marcin Ziach: Ochłonął pan już po ostatnich zawirowaniach w Elblągu?

Grzegorz Wesołowski: To był ciężki okres, dla wszystkich którzy pracują w tym klubie. Z taką sytuacją, jaka miała miejsce w ostatnich tygodniach ja się nigdy dotąd nie spotkałem. Nigdy jeszcze nie było tak, żebyśmy nie mogli dojść do porozumienia w rozmowach dotyczących rozwiązania kontraktu.

Ostatnie cztery miesiące, które spędził pan w Olimpii uważa pan za czas stracony?

- Wręcz przeciwnie. Ten okres to był dla mnie ogromny bagaż doświadczeń. Zarówno tych sportowych, jak i czysto ludzkich. Miejsce w tabeli nie odzwierciedla tego, co działo się w drużynie i jaki futbol tak naprawdę prezentowaliśmy. Trzeba się przede wszystkim zastanowić, gdzie tkwi przyczyna tak słabej skuteczności tej drużyny. Brak umiejętności wykańczania akcji jest przyczyną naszej porażki, bo tylko skuteczność przeszkodziła nam w tym, żebyśmy byli wyżej w tabeli i mieli więcej punktów.

Ulżyło panu, że już ma pan do za sobą?

- Nie cieszę się z tego, że odchodzę z Olimpii. Cieszyłbym się, gdybym z tym zespołem osiągnął sukces. To jest naturalne w życiu każdego trenera. Po dymisji nie ma jakiejś ulgi.

Beniaminek sezon rozpoczął dobrze i piął się w górę tabeli. Potem coś się zacięło i było już tylko gorzej.

- Trudno mi powiedzieć, co się z nami stało. Na pewno nie mogę powiedzieć, że popełniłem błąd w przygotowaniu drużyny do sezonu. Olimpia jest dobrze przygotowana do rozgrywek fizycznie i mentalnie, bo nie można chłopakom odmówić ambicji. Osiągnęliśmy w mojej opinii poziom, którego inne drużyny mogły nam pozazdrościć. Stylowo byliśmy bowiem jedną z lepszych drużyn w tej lidze. Mogę mieć za to do siebie pretensje o to, że nie ściągnąłem napastnika z prawdziwego zdarzenia, który by te sytuacje stworzone przez drużynę umiał wykańczać.

Podobno główną bolączką Olimpii była słaba psychika.

- Psychoza zaczęła się od meczu z Piastem Gliwice, bo wymagano od nas zwycięstwa z każdym zespołem w tej lidze. Presja była ogromna i zawodnicy tego nie wytrzymywali. Ja umiałem sobie z tym ciśnieniem radzić, ale chłopaki wyraźnie psychicznie pękali. W ostatnich meczach nie grała już drużyna, czy umiejętności, jakie ci zawodnicy mają. Dominowała psychika i w głowach tych chłopaków jest teraz to, czy się podniosą. Na razie wygląda to marnie, a w jak opłakanym stanie jest ta drużyna pod względem mentalnym świadczy fakt, że w trzech ostatnich meczach któryś z naszych zawodników nie wytrzymywał i wylatywał z boiska z czerwoną kartką. Wokół Olimpii stworzyło się napięcie, którego ta drużyna nie wytrzymuje.

Była w Elblągu chemia na linii trener - drużyna?

- Myślę, że tak. Jak to wyglądało ze strony zespołu trzeba zapytać chłopaków, ale ja na pewno z tym problemów nie miałem.

Nie bierze pan zatem pod uwagę ewentualności, że zawodnicy mogli grać przeciwko panu?

- Nie zauważyłem w tym zespole takiej tendencji. Pod względem zaangażowania nie mam chłopakom nic do zarzucenia. W każdym meczu wychodzili na boisko i widać było, że się starają. Gdybym zauważył, że dzieje się z ich aktywnością na boisku coś niedobrego, to na pewno bym zareagował. Nie sądzę, żeby problem Olimpii tkwił w tym, że drużyna miała mnie dość.

Dziewięć meczów bez zwycięstwa zrzuca pan na karb braku skuteczności i presji?

- Na początku graliśmy dobrze i wtedy wszyscy klepali nas po plecach i mówili, że gramy niezłą piłkę. Kibice w Elblągu mówili, że Olimpii grającej tak pięknie nie widzieli od lat. Prezes wszem i wobec opowiada się za trenerem, który prowadzi zespół do tak dobrej gry. To wszystko tak naprawdę posypało się w ciągu 2-3 tygodni. Zapewniam pana, że teraz kluczową rolę gra mentalność tego zespołu i mecze ci zawodnicy przegrywają w głowach.

Był okres w którym zarząd wychwalał pana pod niebiosa, a potem oficjalnie prezes opowiada, że nie ma pan już jego zaufania.

- Nie chciałbym poruszać tych kwestii. Umówiłem się z prezesem, w momencie podpisywania porozumienia, że nie będziemy w mediach całej sprawy komentować. Nie chcę odgrzebywać tych wszystkich rzeczy i negatywnie wypowiadać się o klubie i ludziach, którzy tam pracują. Taką mam dżentelmeńską umowę i chcę się z niej wywiązywać.

Czyli tego, jak wyglądało rozwiązanie umowy za porozumieniem stron po elbląsku też pan nie opowie?

- Zobowiązałem się, że nie będziemy do tego wracać, dlatego proszę wybaczyć, ale nie.

Zapytam inaczej. W pana opinii Olimpia Elbląg organizacyjnie dorosła do poziomu zaplecza ekstraklasy?

- Prosiłbym o pytania dotyczące tematyki sportowej.

Na początku wspomniał pan, że nie spotkał się z takimi trudnościami przy rozwiązaniu umowy. A ŁKS Łódź? Tam zdaje się było podobnie...

- Po to podpisuje się kontrakt, żeby go wypełnić. Kontrakty są na ciężkie czasy. Jak jest dobrze i drużyna wygrywa, to nikt nie pyta o kontrakty. Nie chodzi chyba o to, że jak wszystko jest OK, to płacimy, a kiedy nie idzie to odwołuje się do wyższych sfer np. do honoru. Po to się kontrakt podpisuje, żeby się z niego wywiązywać. I jedna, i druga strona.

Nie boi się pan, że łatka trenera-chciwca przylgnie do pana na lata?

- Ja nie jestem żadnym chciwcem. W Olimpii zrezygnowałem z ogromnej części należności po to tylko, żeby dojść do porozumienia. Jak siada dwóch ludzi do stołu i chcą się porozumieć, to porozumienie osiągną. W Elblągu na pewno straciłem wiele pod względem sportowym, bo czuję, że to jest moja porażka.

Zaległości płacowe w Olimpii są duże?

- Nie, nie są jakieś znaczące.

Ilu miesięcy zatem sięgają?

- Tego się nie liczy w miesiącach. Nie ma nawet miesiąca.

Wspomniany wcześniej bagaż doświadczeń, jaki z Elbląga pan wywozi, to przewaga pozytywów czy negatywów?

- Więcej było pozytywów. Poznałem ciekawych ludzi, z którymi miło mi będzie utrzymywać kontakt. Nie da się ukryć, że wiele było też rzeczy nieprzyjemnych i dostałem w Olimpii niezłą szkołę. Myślę, że kiedyś to wykorzystam dla ulepszenia swojego warsztatu. Podobnie uważam, że także inni wiele się nauczyli na współpracy ze mną.

Telefony z innych klubów już dzwoniły?

- Póki co jestem w drodze do Łodzi. Tam muszę spędzić trochę czasu z rodziną i psychicznie odpocząć, bo ostatnie miesiące, nie da się ukryć, również dla mnie były bardzo ciężkie. Mam też w planach wyjechać do Niemiec i odbyć odkładany staż w jednym z klubów Bundesligi. Będę się dokształcał, bo chcę cały czas swój warsztat udoskonalać. Nade wszystko będę jednak trenerem. Świat się na Olimpii Elbląg nie kończy.

Kiedy można się spodziewać pańskiego powrotu na ławkę?

- Chciałbym wrócić jak najszybciej, ale w życiu nie zawsze jest tak, jakby się chciało. Chcę cały czas pracować i się doskonalić. Mam nadzieję, że te oferty przyjdą, bo nie mam zamiaru kończyć kariery trenerskiej.

Komentarze (0)