Cała sytuacja miała miejsce sześć minut przed końcem. Abdou Razack Traore bardzo dobrze zagrał na wolne pole do Piotra Wiśniewskiego. Rezerwowy Lechii wyprzedził całą defensywę Śląska, ale do piłki ruszył także Rafał Gikiewicz. Były golkiper Jagiellonii Białystok w ostatniej chwili zrobił unik, ale mimo wszystko wpadł w niego Wiśniewski. Ten przez chwilę patrzył na sędziego Roberta Małka, domagając się "jedenastki". Kiedy zobaczył, że arbiter nie ma zamiaru wskazywać na "wapno", ruszył w jego kierunku ze sporymi pretensjami.
Po meczu wszyscy zadawali sobie pytanie czy rzut karny rzeczywiście był. Z jednej strony piłkarz Lechii upadł na murawę na wskutek potknięcia się o nogi Gikiewicza, a z drugiej sam i celowo w nie wpadł. Z pewnością, gdyby Robert Małek podyktował rzut karny, to Gikiewicz nie mógłby mieć większych pretensji. Tymczasem Lechia nie wykonywała "jedenastki", a Piotr Wiśniewski długo po spotkaniu nie mógł uwierzyć w taką, a nie inną decyzję arbitra. - Nie wiem kto zadaje takie pytania, ale karny był ewidentny. Nie zgodzę się z tym, że to było udawane. Bramkarz gospodarzy poszedł na mnie i uderzył w moje piszczele. Dla mnie to był rzut karny - przekonywał dziennikarzy.
W poprzedniej kolejce na Roberta Małka spadła fala krytyki za pojedynek ŁKS-u Łódź z Wisłą Kraków. Teraz także sędzia z Zabrza nie popisał się. W 51. minucie Johan Voskamp zdobył bramkę, lecz wydaje się, że nie powinna zostać ona uznana, gdyż Marek Wasiluk sfaulował Wojciecha Pawłowskiego. Obrońca Śląska zarzekał się, że żadnego faulu nie było. Piłkarze gości byli odmiennego zdania. - Sędziowie nie mają dobrej passy. Szkoda, że nam się to przytrafiło. Gdyby był ten karny, to strzelamy go i jest 1:1. To byłby wynik zasłużony. Przynajmniej ja tak myślę - twierdzi Wiśniewski.
Sporym plusem piątkowego meczu była inauguracja wrocławskiego obiektu podczas spotkania piłkarskiego. Na Stadionie Miejskim pojawiło się blisko 44 tysiące widzów. Obiekt wypełnił się po brzegi, a kibice stworzyli świetną atmosferę. - Bardzo dobre widowisko, sporo ludzi przyszło. Oby więcej było takich stadionów i meczów. Doping też był bardzo fajny, jest dla kogo grać - kończy Piotr Wiśniewski.