Prestiżowe starcie podopiecznych Marcina Sasala z Arką zapowiadano jako jedno z najważniejszych wydarzeń pierwszoligowej jesieni. Obserwatorzy nie powinni być zawiedzeni poziomem widowiska, rozgrywanym w szybkim tempie i dość bogatym w sytuacje strzeleckie pod obiema bramkami. Piłkarską bitwę rozstrzygnęli na swoją korzyść szczecinianie (3:1), którzy zdominowali drugą część, popełnili mniej błędów oraz skuteczniej wykańczali akcje.
- Zagraliśmy dwie odmienne połowy. Do przerwy spotkanie było wyrównane, Arka stworzyła sobie kilka okazji i zaskoczyła nas agresywnością. Losy meczu mogły się wówczas różnie potoczyć. Udało nam się wyjść na prowadzenie i pomyśleliśmy już, że jest po zawodach. Po powrocie z szatni zagraliśmy tak jak powinniśmy, czyli agresywniej. Należy się cieszyć, że zespół podniósł się w trudnych chwilach i odniósł przekonujące zwycięstwo - oceniał podczas konferencji prasowej opiekun Pogoni.
Momentem słabości gospodarzy był kwadrans kończący pierwszą odsłonę, gdy Arka nie tylko wyrównała, ale też dwukrotnie była bliska wyjścia na prowadzenie. Przy trafieniu gdynian błąd popełnił Emil Noll, który nie zdołał przeciąć dośrodkowania z lewej flanki boiska. Do futbolówki dopadł przyczajony za plecami byłego Arkowca Mirko Ivanovski i strzałem między nogami bramkarza odrobił straty.
- Nie wyciągałbym daleko idących wniosków po tym golu. Emil dotychczas nie popełniał błędów, a zespół przez cztery kolejki zachowywał czyste konto w tyłach. Tym razem piłka była dobrze zagrana i spadła tuż za plecy obrońcy. Nie wiadomo, czy inny piłkarz zachowałby się lepiej. W tej sytuacji linii spalonego nie utrzymał także Przemek Pietruszka - analizował Sasal.
Sobotni rezultat przedłużył passę nieprzegranych spotkań Pogoni do sześciu i pozwolił ponownie wskoczyć na fotel lidera ligi. Zespół wyraźnie odżył po spadku dyspozycji z początku września i odzyskał zaufanie w oczach własnych kibiców. Ci jeszcze kilka tygodni temu głośno krytykowali piłkarzy i trenera, a po przegranej konfrontacji z Dolcanem pożegnali ich wymownymi gwizdami.
- Przemiana rozpoczęła się już podczas starcia z Kolejarzem w Stróżach, w którym pokazaliśmy próbkę lepszej formy. Przyszedł w tej rundzie moment, gdy musieliśmy powiedzieć sobie prawdę prosto w oczy - co myślimy i co robimy. Wtedy staliśmy się obecną ekipą i liczę, że ten stan długo się utrzyma. Cieszę się z obecnego odbioru i zastanawiam się jak ściągnąć na trybuny przy Twardowskiego przynajmniej dziesięć tysięcy kibiców. Przed nami jeszcze szalenie ważne mecze przesunięte z wiosny, które mogą dać możliwość spokojnej pracy zimą - zapowiadał zadowolony szkoleniowiec.
Opiekun Pogoni nie zapomina o wyzwaniach czekających jego zespół w najbliższych tygodniach