- Fajnie jest, jak się debiutuje w wygranym meczu. Na pewno nastój jest fajny. Śląsk zdobył trzy punkty i to jest najważniejsze - mówił po meczu z Lechią Gdańsk Rafał Gikiewicz, bramkarz Śląska Wrocław.
Gikiewicz na skutek kontuzji Mariana Kelemena pojawił się w wyjściowym składzie wicemistrzów Polski. W inauguracyjnym spotkaniu na Stadionie Miejskim, przy ponad 40 tysiącach widzów na trybunach "Giki" bronił pewnie i nie popełnił żadnego poważnego błędu. - Cały zespół na to zapracował, że nie straciliśmy bramki. Od wysuniętego napastnika poprzez bramkarza. Z Lechią cała drużyna zagrała dobrze. Lechia nie stworzyła jakichś klarownych sytuacji. Zero z tyłu cieszy. W Pucharze Polski z Podbeskidziem Bielsko-Biała zachowałem czyste konto, teraz też, więc jestem zadowolony - powiedział golkiper.
Był to jego pierwszy meczu w T-Mobile Ekstraklasie w barwach drużyny z Wrocławia. OD razu przytrafiło mu się spotkanie na nowym stadionie przy pełnych trybunach. - Po inauguracji na nowym stadionie pozostały świetne wrażenia. Ja porównuję takie coś do teatru - ludzie tu przychodzą oglądać spektakl, nie mecz. Fajnie, że coraz więcej takich obiektów powstaje w Polsce i jest mi dane tutaj we Wrocławiu na takim stadionie grać - podkreślił piłkarz.
- Grałem w meczu, gdzie widownia była o połowę mniejsza. Mam 24 lata i cały czas zbieram doświadczenie. Na pewno fajnie, że brałem udział w otwarciu stadionu, w tym pierwszym spotkaniu i dodatkowo ta potyczka była wygrana. Stało się to jednak jakby kosztem Mariana Kelemena, który doznał kontuzji. Życzę mu powrotu do zdrowia i tego, aby jak najszybciej znów mógł trenować i był w pełni sprawności - dodał.
"Giki" cieszył się z tego, że mógł zagrać w piątkowej potyczce, ale też skierował słowa uznania dla Kelemena. - Marian to jest klasa sama w sobie. Gdyby mu się nic nie stało to w piątek na pewno by świetnie bronił. Mój debiut to też jest przypadek, bo kontuzji nabawił się kolega. Niedawno miałem urodziny, więc to dla mnie trochę spóźniony prezent. Trener mi zaufał, wstawił mnie do bramki. Odpłaciłem się chyba dobrą grą, choć na analizę przyjdzie czas. Co do Mariana to niech jak najszybciej do nas wraca - zaznaczył brat Łukasza Gikiewicza, napastnika, także piłkarza drużyny z Wrocławia.
Na pierwszym meczu rozgrywanym na nowym stadionie kibice trybuny wypełnili w komplecie. Co będzie jednak w kolejnych potyczkach? Czy Stadion Miejski także będzie się wypełniał do ostatniego miejsca? - Uważam, że jak będzie po 25 tysięcy ludzi na każdym meczu to na pewno to będzie sukces. Wiadomo, że fajnie byłoby gdyby zawsze był komplet, ale nie ma jakby co się też podniecać i realnie chodzić po ziemi. Kolejne mecze to zweryfikują. Przyjedzie tutaj Wisła Kraków więc na pewno świetny rywal. Mam nadzieję, że też będzie komplet, bo dla nas jest to podwójne święto. Dla takiej widowni aż się chce grać - skomentował piłkarz drużyny Oresta Lenczyka.
Gikiewicz w końcówce spotkania interweniował we własnym polu karnym po akcji jednego z Lechistów. Sędzia uznał, że drużynie z Gdańska nie należy się rzut karny, co piłkarzom Lechii bardzo się nie spodobało. - Z mojej perspektywy na pewno rzutu karnego nie było. Wyszedłem, chciałem interweniować rękami, ale Wiśniewski dziubnął piłkę do boku, więc zostawiłem nogi. Piłka trafiła mnie w nogę, podbiła się, uderzyła w niego i wyszła na aut. Kontakt był, bo przeleciał przez moje nogi, ale pierwsza piłka mnie dotknęła, więc uważam, że absolutnie nie ma mowy o rzucie karnym. Jeżeli nie dotknąłbym piłki to oczywiście rzut karny się należy. Nie widziałem jednak jeszcze tej sytuacji, więc nie wiem. Nawet jeżeli rzut karny był to mam szczęście, sędzia nie podyktował - powiedział bramkarz portalowi SportoweFakty.pl.
- Serce mi nie zadrżało, bo trafiłem w piłkę. Wiadomo, że zawodnik, który atakuje zawsze będzie miał pretensje do sędziego, bo przegrywali mecz i jakaś presja wymuszenia rzutu karnego ze strony Wiśniewskiego była na arbitrze. On wytrzymał ciśnienie, fajnie - podsumował.