Dusan Kuciak bohaterem Legii

Legia Warszawa w wyjazdowym meczu z Lechem Poznań zdobyła jeden punkt, co bardziej cieszy ją niż Kolejorza, który przez cały mecz dominował i stworzył sobie zdecydowanie więcej okazji strzeleckich. Bohaterem Legii został Dusan Kuciak, który wielokrotnie ratował swój zespół przed utratą gola.

Spotkanie Lecha z Legią długo się rozkręcało, ale ostatecznie dostarczyło sporo emocji. Szczególnie końcówka była niezwykle interesująca. Warszawiacy wywieźli ze stolicy Wielkopolski jeden punkt, co zawdzięczają Dusanowi Kuciakowi. - Dobrze się spisał - chwali swojego podopiecznego Maciej Skorża.

Słowacki bramkarz miał w tym spotkaniu sporo pracy. Bardzo dobrze interweniował po strzałach Ivana Djurdjevicia, Rafała Murawskiego, Siergieja Kriwca i Artioma Rudneva w doliczonym czasie gry. - Powinniśmy pogratulować bramkarzowi Legii fenomenalnego występu. Kuciak wielokrotnie ratował swoją drużynę przed stratą bramki - przyznaje Jose Maria Bakero, trener poznaniaków.

Z klasy Kuciaka lechici zdawali sobie sprawę już przed meczem. - Od czasów Jana Muchy nie mieli dobrego bramkarza. Wcześniej tracili gole przez bramkarzy, a teraz to się zmieniło - mówił Mateusz Możdżeń. Pomocnik Lecha miał rację, bo 26-letni bramkarz zdobył dla Legii jeden punkt. - Jest to bramkarz będący w wysokiej formie, jeden z lepszych punktów Legii - dodaje Ivan Djurdjević.

Remis bardziej zadowolił warszawiaków, którzy dali się w tym spotkaniu zdominować Lechowi. - Mieliśmy sporo okazji i na pewno będziemy ich żałować. Przed nami jeszcze wiele spotkań i walka trwa dalej - dodaje Djurdjević.

Legia co prawda również miała dwie doskonałe okazje, ale ich nie wykorzystała. - Graliśmy o trzy punkty, ale patrząc z przebiegu meczu, to jeden punkt w końcowym rozrachunku nie jest zły. Ten wynik nie cieszy ani nas, ani Lecha, tylko Śląsk i Wisłę. Jak mówi stare porzekadło, jeśli nie potrafisz wygrać, to przynajmniej nie przegraj. Mamy jeden punkt i takim małym pozytywem jest to, że w kolejnym meczu nie straciliśmy gola - zakończył Michał Żewłakow.

Komentarze (0)