Szymon Mierzyński: Zatrudniła pani już czwartego trenera w tym roku. Niektórzy zaczynają żartować, że prezes Warty to Józef Wojciechowski w spódnicy...
Izabella Łukomska-Pyżalska: Nie miałam innego wyjścia. Musiałam podjąć zdecydowane kroki. Przy każdej zmianie szkoleniowca kieruję się dobrem drużyny. Uważam, że ostatnia roszada była konieczna. Gdybym nie zadziałała, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że trzy spotkania, które przed nami, miałyby taki sam przebieg jak wiele poprzednich. Graliśmy coraz gorzej. Nie zwyciężyliśmy w pięciu meczach, a część remisów traktowałam jak porażki. Nastroje w zespole też były dalekie od wymarzonych. Stąd takie, a nie inne decyzje. Przekonałam się już, że przyjście nowego trenera zawsze daje jakiś impuls. Nie wiem z czego to wynika, ale liczę, że podobnie będzie tym razem.
Chyba tylko na to można liczyć, bo trener Araszkiewicz czasu miał bardzo mało...
- Zdaję sobie sprawę, że cudu nie będzie. Chciałabym jednak, żeby w drużynę wstąpił nowy duch. Przecież piłkarsko niczego nam nie brakuje. Mamy zawodników ze sporymi umiejętnościami, kondycyjnie też wszystko jest w porządku. Muszę przyznać, że Artur Płatek poprawił ten element, bo za jego poprzednika Czesława Jakołcewicza mieliśmy problemy z wytrzymaniem 90 minut. Moim zdaniem głównym mankamentem jest nieskuteczność. Brakuje nam też szczęścia. Z tego powodu wpadliśmy w marazm i niektórzy przestali wierzyć w swoje możliwości.
Czy gdyby wiedziała pani jak wielkie perturbacje spotkają Wartę w rundzie jesiennej, to Bogusław Baniak pozostałby latem na stanowisku?
- Nie. Taka opcja nie wchodziła w rachubę.
Co wtedy zdecydowało o zmianie? Czy rozbieżności były tak duże, że nie dało się ich przeskoczyć?
- Powiem tak: z żadnym szkoleniowcem nie rozstałam się ze względów finansowych. Zawsze decydowały inne czynniki, m. in. gra zespołu i rezultaty. Wiosną wszystko nam się układało, ale wydaje mi się, że wtedy niosły nas tysiące kibiców, a i szczęścia nam nie brakowało. Pamiętajmy jednak, że końcówka sezonu nie była już rewelacyjna. Szczęśliwie wygraliśmy z Ruchem Radzionków, a później była porażka z Kolejarzem Stróże i remis w Polkowicach.
Tylko że wówczas cel był już osiągnięty.
- Zgadza się. To na pewno spowodowało, że ciśnienie nieco spadło. Teraz mamy inne założenia, a ja muszę po prostu znaleźć trenera, który będzie w stanie je zrealizować.
Jeśli śledzi pani opinie kibiców, to być może natknęła się pani na jedno dość ciekawe zdanie: "Warta awansuje z Bogusławem Baniakiem na ławce, albo nigdy".
- Z takim postawieniem sprawy w ogóle się nie zgadzam. To co widać na zewnątrz, nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. Dlatego osoby, które oceniają nas po suchych wynikach, nie mają pełnego obrazu sytuacji. Powiem krótko: ktoś kto wypowiedział to zdanie, nie miał racji.
Może się zdarzyć, że w tym sezonie Warta nie awansuje do ekstraklasy. Jakie będą wtedy pani plany?
- Cały czas mam nadzieję, że wreszcie przełamiemy impas i zaczniemy wygrywać. Gdyby jednak nie udało nam się zająć któregoś z dwóch pierwszych miejsc, to trudno, będziemy walczyć w przyszłym sezonie. Trzeba będzie wtedy pomyśleć jak zbudować zespół, by osiągnąć sukces. Teraz mamy strasznie szeroką kadrę, złożoną z 29 zawodników. Aż takiego zaplecza nie potrzebujemy, chociaż było ono tworzone w oparciu o założenie, że powalczymy w Pucharze Polski. Niestety z tych rozgrywek odpadliśmy już w pierwszym meczu, a piłkarze zostali i trzeba im płacić, mimo że spora część nie gra. Zmiany w tej materii będę przeprowadzać już zimą. Zostaną najlepsi, ci, którzy zostawią serce na boisku i pokażą, że im zależy.
Problem z kadrą polega też chyba na tym, że niektórzy zawodnicy nie występowali w ogóle - u żadnego z trzech trenerów. To oznacza, że nie wnoszą do drużyny odpowiedniej jakości.
- Trudno to oceniać, bo zawsze może być tak, że jakiś piłkarz złapie kontuzję i trzeba mieć zmiennika. Jeśli natomiast ewidentnie będzie widać, że ktoś się nie sprawdza, to nie ma powodu, żeby nadal był w tej drużynie.
Jak pani reaguje na pojawiające się czasami opinie, że jeśli nie uda się awansować, to zapewne pożegna się pani z klubem i drugiej próby podboju ekstraklasy już nie będzie?
- Absolutnie nie myślę o tym, by odejść. Nie należę zresztą do osób, które szybko się poddają. Póki co skupiam się na tym co będziemy robić zimą. Cały czas walczymy, by osiągnąć sukces już w tych rozgrywkach, a jeśli to się nie uda, to spróbujemy w następnych. Oczywiście zrobię wtedy wszystko, by nie powtórzył się scenariusz z obecnej jesieni. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w sporcie niczego nie można być pewnym. Dobra organizacja klubu, finanse na odpowiednim poziomie wcale nie gwarantują szybkiego sukcesu. Jeśli chodzi o Wartę, to może zbyt otwarcie mówiliśmy o awansie. Postawienie jasno takiego celu wywołało zapewne presję. Gdybym zadeklarowała, że interesuje mnie np. 5. miejsce, to być może piłkarzom byłoby trochę łatwiej. Trudno to ocenić. Ja akurat lubię pracować pod presją, może ktoś inny reaguje inaczej.
Mecze Warty znów można oglądać za darmo. Czy to oznacza, że zatęskniła pani za atmosferą z rundy wiosennej?
- Nie tyle zatęskniłam, co chcę sprawić, żeby piłkarze dali z siebie wszystko. Mam nadzieję, że doping licznej grupy kibiców im w tym pomoże. Do tej pory frekwencja była niska, co mnie trochę rozczarowuje, bo bilety są naprawdę tanie. Widocznie jednak sporą część sympatyków futbolu przyciąga całkowicie darmowy wstęp. Zapraszam wszystkich, by wybrali się w niedzielę na Stadion Miejski i wsparli zespół w trudnym momencie. Sytuacja jest taka, że nie możemy sobie pozwolić na kolejne wpadki. Teraz każdy punkt będzie na wagę złota, bo straciliśmy ich już mnóstwo, zwłaszcza w Poznaniu. Wystarczy wspomnieć remisy z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza i GKS Katowice, czy porażki z Olimpią Grudziądz oraz Wisłą Płock. Do tego dochodzi spotkanie z Kolejarzem Stróże, gdzie w odniesieniu zwycięstwa ewidentnie przeszkodził nam sędzia. Te wszystkie mecze powinniśmy wygrać, wtedy nasza sytuacja w tabeli byłaby zupełnie inna.
Co pani czuje, wiedząc, że część poznańskich kibiców przyjdzie w niedzielę wspierać Arkę, a nie Wartę?
- Przyznam, że jest to dla mnie trochę dziwne, ale cóż mogę na to poradzić? Przygotowaliśmy dla nich miejsca na II trybunie. Ta sytuacja nie budzi u mnie wielkiego zaskoczenia, bo nie jest żadną nowością. Zależy mi na tym, by poznańscy fani byli chlubnym wyjątkiem w skali kraju. Dlatego nie chciałabym żadnych waśni ani nieporozumień. Ostatnio gdy kibice Lecha wspierali na naszym meczu swoją zgodę, to wygraliśmy 6:1. Oby teraz było podobnie (śmiech).
Niedawno pojawiły się głosy, że na Stadionie Miejskim znów zostanie wymieniona murawa. Tymczasem mało kto wziął pod uwagę na fakt, że Warta ma tam zaplanowane trzy spotkania...
- Cóż mogę powiedzieć... Z tą wymianą koliduje pojedynek z Polonią Bytom. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to możemy go przełożyć. Z naszej strony żadnych problemów na pewno nie będzie.