W minionym sezonie walczący rozpaczliwie o utrzymanie Dolcan wywiózł z Radzionkowa komplet punktów, przez niemalże cały mecz grając w osłabieniu jednego zawodnika. W sobotę role się odwróciły i to Cidry kończyły mecz z tarczą. - Zwycięstwo w tym meczu było obu drużynom bardzo potrzebne. Wygrał Ruch, a my wyjeżdżamy z Radzionkowa w odmiennych nastrojach, niż na wiosnę - przyznaje Robert Podoliński, opiekun drużyny z Ząbek.
Szkoleniowiec zespołu z Mazowsza długo nie mógł odżałować straconych na Śląsku punktów. - Był to mecz o przysłowiowe "sześć" punktów, bo wiadomo było, że ten kto ten mecz wygra będzie miał nieco spokojniejsze dwie ostatnie jesienne kolejki. Teraz to my gonimy Ruch, choć przed meczem było inaczej - bezradnie rozkłada ręce trener Dolcanu.
Po fenomenalnej rundzie wiosennej liczono, że drużyna z podwarszawskiej miejscowości zyskała stabilizację i w tym sezonie powalczy coś więcej, niż ligowy byt. Runda jesienna brutalnie możliwości ząbkowian zweryfikowała. - Musimy chyba skupić się na walce o utrzymanie, niż stawiać sobie jakieś górnolotne cele - kręci z niedowierzaniem głową Podoliński.
W Ząbach nie umieją zrozumieć na czym polega problem Dolcanu. Klub latem dokonał kilku znaczących wzmocnień, ale nie szło to w parze ze wzrostem efektywności gry drużyny. - Zrobiliśmy jakiś postęp, bo mamy dziś 20 punktów, a w minionym sezonie po dziewiętnastu kolejkach mieliśmy ich na koncie 13. To zespół jakościowo lepszy od tego, jaki grał w Ząbach w poprzednim sezonie - przekonuje szkoleniowiec mazowieckiego zespołu.
Ostatnie niepowodzenia opiekun Dolcanu zrzuca na karb zbyt małej odpowiedzialności, jaką w jego opinii biorą za wynik zawodnicy doświadczeni. - Mamy w składzie zawodników doświadczonych jak Maciek Tataj czy Michał Pulkowski, ale w Radzionkowie jakości i wyrachowania więcej było widać po zespole Ruchu. To boli, bo mając na boisku kilku liderów przypominamy jeźdźca bez głowy - puentuje trener ząbkowieckiej drużyny.