Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego od samego początku spotkania nie przebierali w środkach. Akcje bełchatowian przerywali w sposób bezpardonowy. Faulami, dalekimi wybiciami piłki oraz wybiciami w aut. I opłaciło się, bo wynik otworzył Pavol Stano, a niedługo później swoje cudowne trafienie dorzucił Tomasz Lisowski. Do pewnego momentu piłkarze z Bełchatowa sprawiali wrażenie wręcz zastraszonych. - W drugiej połowie Korona miała mnóstwo sytuacji. Mecz powinien zakończyć się ich wysokim zwycięstwem. My próbowaliśmy grać w piłkę, a kielczanie robili wszystko, żeby w tą piłkę nie grać. Jak to pokazuje tabela, prezentując się tak jak Korona można mieć 20 punktów i walczyć o europejskie puchary - ironizuje były piłkarz Wisły Kraków.
Później Kosowski odniósł się także do sytuacji z 27. minuty. Wówczas to na boisku poszły w ruch pięści i gdyby nie pozostali piłkarze, pomiędzy nim, a Kiełbem doszłoby do rękoczynów. - Ciekaw jestem statystyk, bo piłkarze Korony popełnili chyba ze 366 fauli. Może nawet i więcej. Sędzia dobrze prowadził zawody i gwizdał to, co należało. Nie jestem pewien, czy Kiełbowi czerwona kartka nie należała się już za pierwszy faul, za który arbiter ukarał go żółtą. Jeśli odpycha mnie tak młody zawodnik... Mnie poniosło, a on w sumie mnie nie interesuje. Jego reakcja była głupia, a moja, z racji wieku, jeszcze głupsza - kończy ostatnio występujący na Cyprze piłkarz.
Kieleccy kibice nie będą wspominać Kosowskiego z sentymentem. Po incydencie z 27. minuty każdy jego kontakt z piłką spotykał się z niewyobrażalnym buczeniem i gwizdami ze strony publiki. Apogeum dezaprobaty nastąpiło podczas jego zejścia z boiska. Warto wspomnieć, że świętokrzyscy kibice są wyjątkowo pamiętliwi.