Takie mecze na długo zostają w psychice. Piłkarze Cracovii, którzy przyjechali do Chorzowa opromienieni derbową wygraną nad Wisłą, długo odpierali ataki Niebieskich. Tuż po przerwie Ruch za sprawą byłego piłkarza Białej Gwiazdy Łukasza Burligi objął prowadzenia. Gol padł po błędzie Szymona Gąsińskiego. Bramkarz Pasów zderzył się ze swoimi obrońcami i futbolówka trafiła do bocznego obrońcy chorzowian. - Chciałem piąstkować piłkę - tłumaczył golkiper, który w dogrywce już nie wyszedł do wysokiego dośrodkowania. Chwilę później Marek Zieńczuk strzelił zwycięskiego gola dla Ruchu. - Myślałem, że obrońca wybije piłkę. Po błędzie przy pierwszym golu już nie ryzykowałem wyjścia z bramki - wyjaśnił Gąsiński. - Na pewno mogliśmy zapobiec utracie gola. Niepotrzebnie myśleliśmy, że już są karne. Stanęliśmy w ostatnich minutach we własnym polu karnym. Faktem jest, że nie mieliśmy już w końcówce sił. To nie przystoi takiej drużynie jak nasza - kajał się zmiennik Wojciecha Kaczmarka.
Po meczu szkoleniowiec Cracovii Dariusz Pasieka nie miał pretensji do swoich podopiecznych. - Muszę pochwalić mój zespół za zaangażowanie i walkę. Byliśmy w stanie strzelić bramkę wyrównującą. Drużyna Ruchu pokazała, że jest klasowym zespołem i udowodniła, że nie przez przypadek jest trzecia w lidze i ma w sobie jakość. Szkoda, że nie udało nam się dowieźć tego rezultatu do końca i spróbować szczęścia w rzutach karnych - podsumował trener Pasów. - Nie mam do żadnego mojego zawodnika zastrzeżeń. Wszyscy zostawili na boisku dużo zdrowia - dodał szkoleniowiec, który wyjaśnił dlaczego jego zespół zagrał przy Cichej tak bardzo cofnięty. - Wiedzieliśmy, że nie możemy się tutaj otworzyć, bo Ruch gra bardzo dobrze z kontrataku. Mają szybkich napastników. Do 119 minuty taktyka się sprawdzała - podsumował Pasieka.
Cracovia okazję do rewanżu będzie miała już za dziesięć dni, gdy w Chorzowie zagra z Ruchem w meczu ligowym.