W związku z tym w piątkowe południe holenderski napastnik zwany "Bizonem" został zaproszony do... wieży Kościoła Mariackiego w Krakowie, skąd od kilkuset lat co godzinę odgrywany jest hejnał mariacki. Na jej szczycie odebrał tytuł "Bizona Derbowego" oraz otrzymał olbrzymi tort w kształcie... bizona.
- Jesteśmy na najwyższym stanowisku pracy w Rzeczypospolitej, które widziało już u siebie nie tylko prezydentów, ale i następców tronu brytyjskiego czy ambasadorów, jednak taki gość jest tu po raz pierwszy - mówił mistrz ceremonii, znany krakowski publicysta i kibic Pasów, Leszek Mazan. - Pan Koen jest Holendrem, a stosunki polsko-holenderskie są tak bogate jak kasa Comarchu. Holendrzy uczyli nas budować tamy i kościoły lub wyciągali nam najładniejsze dziewczyny. Ale pierwszy raz zdarzyło się, że Holender dokonał cudu, odczarowując stadion przy ul. Kałuży 1 w derbach. Dzięki jego znakomitej bramce wygraliśmy. Ile razy usłyszymy dźwięk hejnału, będziemy pamiętać o jego bramce. Pomysł wyszedł z istniejącej od niedawna Rady Mędrców. Postanowiliśmy uczcić to długo wyczekiwane zwycięstwo niekonwencjonalnie. To pomysł bardzo krakowski i sympatyczny. Odkąd ja pamiętam, a pamiętam bardzo dużo - takiego zdarzenia na Wieży Mariackiej nie było.
Na szczyt wieży prowadzi niemal 250 schodów, ale "Bizon" zarzekał się, że nie złapał zadyszki: - Widziałem, że dziennikarze i fotografowie mieli większe problemy z wejściem na górę niż ja (śmiech). Myślę więc, że z moją kondycją wszystko jest ok, choć wspinaczka po schodach jest trudniejsza niż zejście.
Holender przyznał, że jest mile zaskoczony całą sytuacją. - Wiedziałem, że to ważna bramka dla klubu, ale nie spodziewałem się takich laurów. To bardzo miłe. Kiedy przyjeżdża do mnie rodzina z Holandii albo znajomi, wychodzimy na Rynek. Słuchamy wtedy hejnału. Mogę im powiedzieć, że byłem tam na górze i dostałem olbrzymi tort. Fajnie, że jest na nim "bizon" - mówił napastnik Pasów, ostatnie słowo wypowiadając po polsku. Co zrobi z tortem? - Zjem mały kawałek, a resztę zostawię dziewczynie i jej mamie, które do mnie przylatują (śmiech).