W piątek zespół prowadzony przez Oresta Lenczyka pewnie pokonał Jagiellonię na jej terenie. Goście od pierwszego gwizdka sędziego byli zespołem dojrzalszym i zasłużenie sięgnęli po komplet punktów. - Bardzo cieszymy się z tego zwycięstwa. Jako drużyna naprawdę ciężko pracujemy na treningach, co owocuje świetnymi wynikami. Nie spuszczamy z tonu. Budujemy atmosferę i kolektyw, żeby móc potem dobrze wyglądać w meczu. Zazwyczaj gramy tak, jak przeciwnik do nas podejdzie. Czasem, gdy rywale się cofną, musimy grać atakiem pozycyjnym i właśnie tak zagraliśmy w Białymstoku. Dobrze czuliśmy się na boisku - stwierdził Sebastian Mila, najlepszy piłkarz piątkowego meczu.
Po końcowym gwizdku sędziego Marek Wasiluk zauważył, że Śląsk - jako pierwsza drużyna w tym sezonie - potrafił zepchnąć Jagę do obrony na jej terenie. - Zdominowaliśmy spotkanie od pierwszych minut. Zwykle to Jagiellonia na własnym stadionie narzucała rywalom swój styl, a w piątek my to uczyniliśmy. Szczególnie pierwszy kwadrans mieliśmy bardzo mocny i w nim zepchnęliśmy gospodarzy do obrony. Potem mecz już się wyrównał, ale strzeliliśmy dwie bramki i - tak jak sobie tego życzyliśmy - zdobyliśmy komplet punktów na ciężkim terenie - powiedział wychowanek Jagiellonii, a obecnie obrońca wrocławskiej drużyny.
Śląsk po 14. kolejkach ma na swoim koncie 31 punktów i zdecydowanie przewodzi w tabeli T-Mobile Ekstraklasy. Kibice Śląska coraz głośniej mówią o tytule. Na piłkarzach wrocławskiej drużyny nie robi to jednak wrażenia. - Nie ma u nas w słowniku takiego słowa jak mistrzostwo, a przynajmniej w szatni się go nie używa - zaskoczył dziennikarzy Mila, choć ciężko raczej w te słowa uwierzyć, gdyż mistrzostwo Polski dla Śląska jest całkiem realną sprawą.