Walka o mistrzostwo Polski wykreowała jak na razie dwóch głównych kandydatów - wrocławski Śląsk, który jest aktualnym liderem tabeli oraz Legię Warszawa, która wrocławianom depcze po piętach. Piłkarze obydwu drużyn przestrzegają przed tym, aby tylko w nich upatrywać kandydatów do ewentualnego objęcia schedy po krakowskiej Wiśle, ale jak na razie te dwie ekipy grają najrówniej.
Zarówno Śląsk, jak i Legia to także dwie najskuteczniejsze ekipy w T-Mobile Ekstraklasie. Podopieczni Oresta Lenczyka i Macieja Skorży strzelili po 29 goli w rozgrywkach ligowych.
Tak z kolejnej bramki cieszą się piłkarze Legii Warszawa
- Jak gramy swoje, jesteśmy skoncentrowani, jesteśmy drużyną to myślę, że nie ma takiej przeszkody, żebyśmy nie wygrali z jakimkolwiek przeciwnikiem - mówi Michał Żyro z Legii. Jego drużyna w ostatniej kolejce rozbiła KGHM Zagłębie Lubin 4:0. Z tym samym Zagłębiem wrocławianie na Dialog Arena zwyciężyli 5:1.
Legioniści przed ostatnią tegoroczną kolejką do wicemistrzów Polski tracą dwa punkty. Śląsk w meczu wyjazdowym mierzyć się będzie z ŁKS-em prowadzonym przez Ryszarda Tarasiewicza, byłego trenera WKS-u. Legia na własnym stadionie podejmować będzie Cracovię. Obydwa zespoły o punkty walczyć będą z ekipami z dołu tabeli i obydwa będą w tych starciach zdecydowanym faworytem. - My chcemy dogonić Śląsk, bo jest na to szansa. Taki cel sobie założyliśmy, żeby na tą przerwę zimową udać się w roli lidera. Miejmy nadzieję, że tak będzie aczkolwiek Śląsk też potwierdza aspiracje do tytułu mistrzowskiego - komentuje Maciej Rybus. - Patrzymy na siebie, nie na Śląsk, bo on się na pewno kiedyś potknie. My jak będziemy grali swoje, będziemy tak się prezentowali jak w meczu z Zagłębiem to na pewno będziemy mistrzem Polski - podkreśla natomiast Żyro.
A tak Śląska Wrocław
Szkoleniowiec WKS-u w ostatnim meczu po raz kolejny zaskoczył i przeciwko Górnikowi Zabrze nie wystawił żadnego nominalnego napastnika. Taką rolę pełnił Waldemar Sobota. Dopiero w końcówce na placu gry pojawił się Cristian Diaz. - Wyszliśmy bez napastnika, ale trener powiedział, że to taktyka nie tyle obronna, co bardzo ofensywna. Nie ma znaczenia kto gra. W pierwszej połowie graliśmy do przodu, chcieliśmy kreować grę i to wychodziło. To nie była defensywna taktyka - skomentował Łukasz Madej.
W najbliższym spotkaniu podopieczni Oresta Lenczyka zmierzą się z ŁKS-em, a więc zespołem, który do tej pory stracił najwięcej goli ze wszystkich drużyn w T-Mobile Ekstraklasie. Dla zielono-biało-czerwonych nadarzy się więc dobra okazja, aby jeszcze poprawić bilans strzelecki. - Stara piłkarska prawda mówi, że mecz meczowi nie równy. To, że Lech wygrał wysoko z ŁKS-em, a my wysoko wygraliśmy z nimi to nie znaczy, że teraz będzie podobnie. Myślę, że będzie to dla nas bardzo trudny mecz - nie tylko dlatego, że jest tam trener Tarasiewcz - skomentował Krzysztof Wołczek. - Dopiero na boisku się wszystko rozstrzygnie. Łodzianie dużo bramek tracą, ale potrafili też grać dobrze, co udowodnili w środku rundy - dodał Marek Wasiluk.
W najbliższej kolejce rozstrzygnie się, kto przezimuje na pierwszym miejscu w tabeli. W tej chwili szansę na to mają dwa zespoły. Czy po najbliższej kolejce zamienią się one pozycjami czy też sytuacja pozostanie bez zmian to czas już pokaże.