Przedstawiliśmy piłkarzom plan naprawczy - II część rozmowy z Filipem Kenigiem, grającym właścicielem ŁKS-u Łódź

Po odejściu Michała Probierza, w Łódzkim Klubie Sportowym znów pojawiły się problemy. Piłkarze przestali prezentować taki poziom, jak za czasów Probierza. W dodatku klub cały czas boryka się z wielkimi problemami finansowymi. - Rozmawiamy z innymi inwestorami, ale przede wszystkim liczymy na siebie. Wdrażamy swój własny program naprawczy - mówi Filip Kenig, grający właściciel ŁKS Łódź.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

Karol Wasiek: Przejdźmy na chwilę do spraw organizacyjnych. Wiadomo nie od dziś, że zmagacie się z problemami finansowymi. Widzi pan gdzieś te światełko w tunelu, które poprawiłoby waszą sytuację?

Filip Kenig: Te problemy dotyczą przede wszystkim piłki nożnej. Przedstawiliśmy piłkarzom w piątek plan naprawczy. Myślę, że w poniedziałek bądź we wtorek przedstawimy go władzom miasta. Jeżeli ten plan zostanie zaakceptowany przez wszystkie strony to piłka nożna ma szansę przetrwać na poziomie ekstraklasowym. Będzie to wymagało jednak zgody wielu podmiotów, także naszych wierzycieli. Myślę jednak, że innego wyjścia po prostu nie mamy.

Proszę powiedzieć, jak duże zaległości są wobec piłkarzy?

- To zależy od zawodników. Niektórzy mają zaległości miesięczne, a niektórzy większe. W tej chwili ciężko mi to dokładnie stwierdzić, ponieważ te pensje były wypłacane w ratach. Generalnie ciąży na nas premia za awans, której nie zapłaciliśmy piłkarzom. Z różnych przyczyn nie mogliśmy tego uregulować. Zaproponowaliśmy piłkarzom takie rozwiązanie, w którym nic nie tracą. Te pieniądze do nich trafią, ale w jakiś tam odstępach czasowych. Wymyśliliśmy taki program emerytalny, który byśmy opłacali piłkarzom. Wydaję mi się, że jest to najrozsądniejsze wyjście z całej tej sytuacji.

Jakiś czas temu mówiło się, że swoje pieniądze w ŁKS zainwestuje Andrzej Grajewski. Dlaczego ten pomysł ostatecznie upadł?

- Jakieś tam negocjacje były prowadzone. Andrzej Grajewski się wycofał i to jego trzeba byłoby zapytać, dlaczego tak zrobił. My wiemy tylko, że się wycofał.

Wyobrażał sobie pan w ogóle taką sytuację, że były właściciel Widzewa byłby teraz inwestorem, ale w ŁKS-ie?

- Rozmawialiśmy z nim, więc w naszej wyobraźni przewijał się ten pomysł. Ciężko w ogóle jest znaleźć inwestorów do sportu, więc nas cieszy, że ktoś taki chciał się pojawić i zainwestować swoje pieniądze. Sprawa była bardzo złożona i po prostu się nie udało.

A czy teraz rozmawiacie z jakimś potencjalnymi inwestorami?

- Tak. Rozmawiamy z innymi inwestorami, ale przede wszystkim liczymy na siebie. Wdrażamy swój własny program naprawczy.

Dlaczego po odejściu Michała Probierza zdecydowaliście się na Ryszarda Tarasiewicza? Nie było innych kandydatów?

- Były, ale Tarasiewicz odpowiadał nam najbardziej pod względem charakterologicznym. W naszej drużynie jest wielu doświadczonych zawodników, więc potrzeba trenera z charyzmą. Orest Lenczyk nie był dostępny, więc postawiliśmy na Tarasiewicza.

Nie potrafię jednak zrozumieć jednej rzeczy. Tylko Michałowi Probierzowi udało się zdobywać z tą drużyną punkty, innym trenerom totalnie się to nie udaje. Dlaczego tak się dzieje?

- Też go nie potrafię zrozumieć. Michał Probierz pokazuje w Salonikach, że jest naprawdę świetnym trenerem. Ma charyzmę i miał patent na tych zawodników.

Niewątpliwe atutem Probierza jest charyzma. Jednak, czy on też nie miał nieco łatwiej, bo drużyna za jego czasów trenowała w Gutowie Małym?

- Z trenerem Tarasiewiczem na początku piłkarze też trenowali w Gutowie Małym i mimo wszystko nie dało to efektów. Wydaję mi się, że to takie szukanie wymówek. Każdy chciałby mieć jak najlepsze warunki do treningu, ale musimy realnie patrzeć w nasz budżet, czyli nie możemy wydawać pieniędzy, których nie mamy za dużo.

A jak pan zareagował na decyzję Tomasza Wieszczyckiego oraz Tomasza Kłosa, którzy tak nagle opuścili ŁKS?

- Na początku byłem tym szokowany, ponieważ nie brałem udziału w tych rozmowach. Zaszło trochę takie nieporozumienie, przekłamanie. Wszystko sobie z Tomkiem Wieszczyckim oraz Kłosem wyjaśniliśmy.

A jest szansa, że wrócą do klubu?

- Tomek Kłos na pewno nie. Tomek Wieszczycki jest w tej chwili udziałowcem klubu i z tej pozycji będziemy na pewno z jego rad korzystać.

Nie żałuje pan czasem, że zainwestował pieniądze w Łódzki Klub Sportowy?

- Gdybym nie zainwestował pieniędzy w ŁKS to upadłby 103-letni klub. Pieniądze nie są najwyższą wartością w życiu. Są inne rzeczy, które są wartościowe i mam nadzieję, że kiedyś to ludzie doceniają. Na pewno popełniliśmy wiele błędów i będziemy te błędy popełniać, bo jesteśmy tylko ludźmi. Nie mamy cudownego sposobu na prowadzenie klubu, w dodatku nie mamy jakiś wielkich portfeli, więc to jest jakby podwójnie ciężka sytuacja. Na pewno się nie poddamy i będziemy walczyli dopóki jest szansa na utrzymanie ŁKS-u w ekstraklasie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×