Świat nie kończy się na Łęcznej - rozmowa z Marcinem Popławskim, kapitanem Motoru Lublin

W prestiżowym, derbowym meczu z Górnikiem Łęczna lubelska drużyna musiała uznać wyższość rywala. Gdyby jednak Motor był bardziej skuteczny, to już przed przerwą rozstrzygnąłby losy spotkania. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl kapitan lubelskiej jedenastki szuka przyczyn tej porażki, mówi o analogiach do poprzedniego sezonu, a także ocenia szanse swojego zespołu w starciu z Widzewem.

Paweł Patyra: Jeszcze na kwadrans przed końcem sobotniego meczu Motor prowadził, a jednak przegrał...

Marcin Popławski: Niestety, taka jest piłka. Na pewno nie byliśmy gorsi w tym meczu. Nasza seria porażek trwa od poprzedniego sezonu. Może w pierwszej połowie za bardzo ruszyliśmy do przodu, a w drugiej zabrakło nam sił. Może też trochę szczęścia, bo pierwsza bramka była przypadkowa, a później kapitalny strzał Nazaruka. Nie ma się co oszukiwać - Łęczna w drugiej połowie przeważała, ale też nie miała zbyt wielu stuprocentowych sytuacji.

I połowa w waszym wykonaniu była bardzo dobra. To coś wyjątkowego, czy też tak powinniście i będziecie grać w kolejnych spotkaniach?

- W ostatnim sparingu z Polonią Warszawa udowodniliśmy, że potrafimy tak grać. Świat nie kończy się na Łęcznej, jest jeszcze dużo meczów do zagrania. Chcieliśmy pokazać się tutaj z dobrej strony, bo to mecz prestiżowy. Nie udało, trudno. Gramy dalej.

Po zmianie stron Motor przeszedł do defensywy. Dlatego, że chcieliście obronić prowadzenie czy dlatego, że zabrakło sił?

- Chcieliśmy grać troszeczkę inaczej, bardziej z kontry. Kiedy prowadzi się 1:0, to nie ma co szaleć. Stanęliśmy z tyłu i wyszło nasze niedoświadczenie. Zamiast grać swoje, pograć piłką tak, jak w pierwszej połowie. Nawet trochę wolniej, bez takiego szału. Mogliśmy grać wolniej, ale dokładniej i do przodu - może wtedy byłoby inaczej.

W końcówce niewiele zabrakło do szczęścia, gdy Janusz Iwanicki minął bramkarza Górnika, ale strzału już nie oddał.

- Mógł strzelić lewą nogą. Może nie czuł się pewnie i chciał przełożyć piłkę na prawą, ale było już za późno. Wkroczyli obrońcy i nie udało się. Trudno, taka jest piłka. Miejmy nadzieję, że wyciągniemy wnioski i w następnym meczu będzie już lepiej.

Wspierała was bardzo liczna grupa kibiców...

- Sporo było też z Lechią Gdańsk czy Podbeskidziem. Była fajna atmosfera, wszystko było fajnie. Szkoda tylko, że nie wygraliśmy. To jest największy problem.

W następnej kolejce podejmujecie łódzki Widzew. Na co stać Motor w tym pojedynku?

- W końcu musimy się przełamać, bo trzeba zdobywać punkty. Fajnie graliśmy w pierwszej połowie, ale nie mamy punktów. Lepiej grać brzydko i wygrywać po 1:0, niż grać ładnie i przegrywać - taka jest zasada. Za wrażenia artystyczne nikt nie rozdaje punktów.

Widzew to rywal z górnej półki.

- Kolejny ciężki mecz. Czasem z wyżej notowanymi gra się lepiej. Tak nie jest, że jak ktoś grał w ekstraklasie i kosztował dużo pieniędzy, to już jest lepszy.

W minionych rozgrywkach start również nie należał do Motoru.

- W tamtym sezonie słabo zaczęliśmy. Zdobyliśmy punkt z Turem Turek, a później długo, długo nic. Wygraliśmy z Polonią Warszawa, jakoś poszło i się utrzymaliśmy.

Komentarze (0)