Mecz Podbeskidzia z Wisłą nie przyciągnął wielkich tłumów na stadion w Bielsku-Białej, bowiem miejski obiekt odwiedziło niewiele ponad 3000 sympatyków Górali. Do stolicy Podbeskidzia dotarła także 100-osobowa grupa kibiców z Płocka. Świetna pogoda oraz "głód" piłki nie zachęciły wielu fanów, którzy na sobotnie popołudnie wybrali inną alternatywę rozrywki. Rozczarowani taką frekwencją byli też działacze Podbeskidzia, którzy powoli już myślą o przeprowadzce na obiekt w Czechowicach-Dziedzicach.
Fakt wspomnianej wyżej przeprowadzki oraz ulewne deszcze, nieopuszczające regionu Podbeskidzia w całym minionym tygodniu, doprowadziły płytę boiska do tragicznego niemalże stanu. Działacze Górali wierzą, że na tej murawie zagrają jeszcze tylko jedno spotkanie, więc miastu nie opłaca inwestować się w remont złego stanu nawierzchni [murawa w czasie remontu będzie całkowicie wymieniana - przyp. red.].
Była frekwencja, była murawa, czas na transfery. Trafione czy nietrafione? W 18-osobowej kadrze meczowej znalazło się tylko dwóch z dziewięciu nowych Górali, Michał Osiński oraz Łukasz Matusiak. Trener Podbeskidzia Marcin Brosz szybko odpierał zarzuty dziennikarzy: - Nikt nie mówił, że jak ktoś przyjdzie do Podbeskidzia, to od razu będzie u nas grał. Gra ten, kto najlepiej prezentuje się na treningach.
Wszystkie mankamenty sobotniego spotkania zostały przysłonięte wygraną Podbeskidzia. Górale muszą się liczyć z tym, że są stawiani za jednego z faworytów rozgrywek. Pomocnik Podbeskidzia Paweł Żmudziński po zwycięstwie nad Nafciarzami powiedział, że sodówka im do głowy nie odbiła.
Teraz bielszczan czeka potwierdzenie swojej wysokiej formy, wszak już w piątek Górale wyjeżdżają do Opola, by zmierzyć się z miejscową Odrą. Popularny "Żmudzik", który słynie z dobrych kontaktów z bielskimi kibicami, zachęca sympatyków Podbeskidzia do wyjazdu na ten mecz.