Sebastian Staszewski: Okienko transferowe trwa do końca sierpnia. Nie masz ochoty na opuszczenie słonecznej Antalyi już teraz, rok przed końcem kontraktu?
Jarosław Bieniuk: - Wydaje mi się, że w tym sezonie jeszcze będę grać w Turcji. Przynajmniej do grudnia zostaję w Antalyi. Mam jeszcze rok ważnego kontraktu i to obliguje mnie do gry tutaj. W okolicach grudnia na pewno zaczną się jakieś ruchy transferowe, bo wtedy będę mógł już negocjować z nowym pracodawcą. Pewnie Turcy złożą mi propozycję przedłużenia umowy, ale jednak skłaniam się do tego, żeby wrócić do Polski. Wiadomo jednak, że losy piłkarza toczą się różnie i dlatego nie wykluczam żadnego rozwiązania i możliwości.
Rozumiem jednak, że nie wykluczasz odejścia i jeżeli pojawiłaby się jakaś ciekawa oferta, zapewne byś ją dokładnie rozpatrzył?
- Jeżeli pojawi się jakaś intratna i ciekawa sportowo propozycja, to czemu nie? Nigdy nie mówię nigdy. Mógłbym zmienić klub już teraz, na taką samą drużynę jak Antalyaspor, czyli z problemami finansowymi i co mi z tego? Jeżeli mam gdzieś odejść, to tylko do zespołu mocniejszego no i oczywiście stabilnego finansowo.
Ile potencjalny kupiec musiałby za ciebie zapłacić?
- Mam w kontrakcie klauzulę odstępnego wynoszącą aż dwa i pół miliona euro. Chyba nikt za mnie takich pieniędzy nie da.
Miałeś jakieś ciekawe propozycje zmiany klubu?
- Było tego trochę, ale w większości były to zapytania. Jedno, czego jestem pewien to konkretna propozycja ze Steauy Bukareszt. Trener jednak powiedział, że muszę zostać, żeby pomóc zespołowi i to był koniec tematu. Była też propozycja z Austrii, ale tamten klub przedłużył kontrakt ze swoim stoperem i rozmowy się urwały. Były jeszcze jakieś sondaże, zapytania, ale to nic konkretnego, więc nie ma o czym mówić.
Rok temu głośno było o twoim rzekomym powrocie do Polski. Ten temat jeszcze istnieje?
- Wiadomo, że były jakieś rozmowy z naszymi klubami, ale to tylko rozmowy. Inna sytuacja była rok temu, kiedy realnie myślałem o rozwiązaniu umowy, a inna sytuacja będzie za pół roku. Myślę, że bez problemu możemy dogadać się co do warunków. Bardzo chętnie podpisałbym z polskim klubem trzyletni kontrakt. Na zakończenie umowy miałbym 33 lata i wtedy decydowałbym, co dalej.
A pozostanie w Turcji? Bierzesz takie rozwiązanie w ogóle pod uwagę?
- Chyba jednak nie. Mówiłem już kilkukrotnie, że miasta w Turcji, w których da się normalnie grać w piłkę, to Ankara, Stambuł, Antalya i Izmir. Nie mam ciśnienia żeby zostać i tułać się po jakichś miastach tylko dlatego, że dobrze zapłacą. Nie chcę wozić rodziny po prowincjach.
Jeżeli wspomniałeś już o miastach, zapytam cię. Kraków, Poznań czy może Warszawa?
- Czyli Wisła, Lech i Legia (śmiech). Dla mnie najbliższe z tych miast to Poznań. Tam urodziły się moje dzieci: Oliwia i Szymon. Czuję się tam bardzo dobrze, mam tam też mieszkanie. W Lechu mam dodatkowo wielu przyjaciół, jeszcze z czasów Amiki. Dla mnie osobiście faworytem w tym rankingu jest właśnie Poznań. Kusząca jest też Warszawa, szczególnie z perspektywy pracy mojej żony. W Warszawie są jednak dwa kluby, Legia i Polonia, więc kto wie. Warszawa jest też ciekawa towarzysko. No i Kraków, a dokładnie Wisła. Biała Gwiazda to taki klub, któremu się nie odmawia. Jeżeli chodzi o samo miasto, to mi pasuje najmniej. Niepodważalnym faktem jest, że to piękne miasto, ale dla mnie jest mało atrakcyjne. Z drugiej strony bardzo atrakcyjny jest klub.
Przed wyjazdem na zgrupowanie do Austrii włodarze Antalyasporu zalegali wam z pensją od ponad trzech tygodni. Zaległości zostały już uregulowane?
- Część została zapłacona, część nie. Jeszcze pewna suma musi zostać przelana. Moglibyśmy razem z Piotrkiem kontrakty rozwiązać tu, w Austrii, ale nie chcemy tego robić. W klubie nie ma problemów sportowych, są tylko finansowe. Działacze zapłacili część kwoty, więc widać, że mają dobre intencje. Co do kolejnych wypłat jesteśmy dobrej myśli.
Czemu nie chcesz rozwiązać kontraktu? Przecież to nie pierwsze zaległości, jakie mają wobec was tureccy działacze.
- No tak, ale nie chcemy robić nic na siłę. Zapłacili nam sporą część, więc nie robimy żadnych "szopek". Oczywiście myśli o tym, żeby przygodę z Turcją zakończyć rozwiązaniem umowy były, ale jednak na razie się powstrzymuję. Chcę po prostu grać w Superlidze. Jest to mocna liga, jest tu sporo dobrych klubów. Mamy już z Piotrkiem rozeznanie w tureckiej piłce i tu już tak jest, że na wypłaty się trochę czeka. Jest może dziesięć klubów, które płacą na czas, u reszty jest ten sam problem, co u nas. A wiem, że są przypadki gdzie piłkarzom nie płaci się po dwa, trzy miesiące.
Po rezygnacji Jacka Bąka z występów w reprezentacji narodowej media szukają następcy dla tego doświadczonego stopera. Ktokolwiek ze sztabu szkoleniowego kadry obserwował bądź kontaktował się z tobą?
- Nic takiego nie miało miejsca. Właśnie szkoda, że nikt z trenerów nie przyleciał do Turcji zobaczyć naszych występów w spotkaniach z tak silnymi rywalami jak Fenerbahce czy Galatasaray. W moim wykonaniu były to dobrze mecze, więc może wtedy ktoś by się do mnie przekonał. Jeżeli będzie okazja prosiłbym, aby ktoś przyjechał i zobaczył, jak się prezentuję. Przecież to mecze powinny być wyznacznikiem tego, kogo się powołuje.
Liczysz jeszcze na powołanie? Na koncie masz dotychczas tylko siedem spotkań z "orzełkiem" na piersi.
- Myślałem, ale sam się do kadry nie zaproszę. Widocznie trener Beenhakker nie widzi mnie w swojej koncepcji. Mam już swoje lata, ale doświadczenie to ważna rzecz. Myślę, że mógłbym tej reprezentacji pomóc. Jeżeli zostałbym powołany, to oczywiście przylecę, jeżeli nie - trudno. Zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli nie dostaję powołań przez dwa lata, to nie zmieni się to nagle w ciągu tygodnia. A szkoda. Mimo wszystko nadzieja zawsze umiera ostatnia.