Przed Spartakiem wiara w awans była mniejsza - rozmowa z J. Wawrzyniakiem

Legia Warszawa od porażki w Zabrzu rozpoczęła rundę rewanżową na boiskach T-Mobile Ekstraklasy. - Przed nami tydzień, który o wszystkim zadecyduje - przyznaje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jakub Wawrzyniak, obrońca stołecznej drużyny.

Marcin Ziach: Niby jedenastka Legii ta sama, a jednak gra w meczach ze Sportingiem i Górnikiem zgoła odmienna.
Jakub Wawrzyniak:

Choć w obu tych meczach gra układała nam się różnie, to i tak miały one wspólny mianownik. Była nim skuteczność, która nie była tylko problemem wyników meczów ze Sportingiem czy Górnikiem, ale przez cały okres przygotowawczy ten aspekt wyraźnie w naszej grze szwankował. Niestety, jak widać, czy to Liga Europejska, czy nasze podwórko - tego wyrachowania pod bramką nam brakuje. To boli i jest bardzo duży niedosyt, bo stać nas było na dużo więcej.

Podobno Legia Warszawa w T-Mobile Ekstraklasie nie może grać tak efektownie, jak w Lidze Europejskiej, bo rywale wam na to nie pozwalają.
-

Rywale nas nie oszczędzają, ale każdy z nas jest przede wszystkim przystosowany do tego, jak się gra w polskiej ekstraklasie. Wcześniej nie graliśmy przecież w europejskich pucharach zbyt regularnie, a grać w lidze trzeba było. Tak naprawdę o tym wszystkim decyduje charakter i wielkość piłkarza. Jeżeli jest naprawdę dobry, to potrafi dostosować się do każdych warunków narzuconych przez rywala. Nie można też powiedzieć, że nie umiemy wygrać meczu, bo rywale grają bardziej agresywnie. Mogą grać agresywnie, ale jeżeli my będziemy strzelać bramki, z sytuacji, które sobie stwarzamy, to będziemy te mecze wygrywać.

Różnica wizualna pomiędzy Ligą Europejską a T-Mobile Ekstraklasą, to słabość tego zespołu?
-

Panie redaktorze, bądźmy poważni. Gdybyśmy w meczu z Górnikiem wykorzystali wszystkie sytuacje, które mieliśmy, to do przerwy prowadzilibyśmy 4:1 i nikt by nie mówił, że Legia z ligi i pucharów to dwie inne drużyny. My nie umieliśmy trafić, trafiał Górnik i musieliśmy się otworzyć. Stąd ta zmiana wynikała.

Idąc dalej tym torem można gdybać, co by było gdyby sędzia przerwał grę, kiedy piłka trafiła w rękę Nakoulmy tuż przed bramkowym rajdem...
-

Ręka była? Powiem panu szczerze, że tej sytuacji nie widziałem. Kiedy walczysz o piłkę nie zwracasz uwagi na takie szczegóły. Jeżeli rzeczywiście piłka trafiła Nakoulmę w rękę, to co ja mogę powiedzieć? Czasem w piłce wygrywa nie ten, kto ma więcej argumentów po swojej stronie, ale kto ma więcej szczęścia.

Legia swoje okazje marnowała, ale traciła też bramki kuriozum. Takich trafień zespołowi aspirującemu do mistrzostwa tracić nie wypada.
-

Najbardziej boli ta druga bramka, którą straciliśmy po dośrodkowaniu w nasze pole karne, bo to było zdecydowanie dośrodkowanie. Muszę wziąć jednak Dusana [Kuciaka - przyp. red.] w obronę. Takie piłki są najtrudniejsze dla bramkarza i kiedy idzie dośrodkowanie wrzucone między linię obrony, a bramkarza, to nie da się do takiej piłki wyjść. Nie mamy prawa mieć do Dusana pretensji, że tego nie złapał. To my zawaliliśmy, bo powinniśmy to dośrodkowanie przeciąć.

Ligowy horror już za wami. Powoli rozpoczyna się portugalski sen Jakuba Wawrzyniaka.
-

Rzeczywiście te dwa mecze będą miały dla mnie duże znaczenie, ale przede wszystkim skupiam się na spotkaniu rewanżowym w Lizbonie. Jesteśmy na dobrej drodze, by tam wywalczyć dobry wynik i awansować. Dopiero jak będziemy w 1/8 finału zacznę myśleć o meczu reprezentacji Polski z Portugalią. Zagramy na otwarcie najlepszego stadionu w Europie, stąd powinniśmy uczcić to zwycięstwem. Czeka nas tydzień, który o wszystkim zadecyduje, bo jeszcze zagramy ze Śląskiem, a wynik tego meczu będzie miał kluczowe znaczenie dla układu miejsc w czubie tabeli.

Wysoki bramkowy remis w pierwszym meczu ze Sportingiem nadziei na awans nie ostudził?
-

Powiem panu, że dzisiaj zdecydowanie bardziej wierzymy w awans, niż przed meczem rewanżowym ze Spartakiem w Moskwie, bo nie da się uciec od analogii tych obu spotkań. Wszystko w naszych nogach, bo wiemy, że przy dobrej organizacji gry ten awans jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Tym bardziej, że do Portugalii jedziemy podrażnieni tym, co wydarzyło się na inaugurację w lidze.

"Przegrany" remis z tak silną drużyną, jak Sporting wielu by załamał. Skąd wiarę w sukces czerpią zawodnicy Legii?
-

Widzimy po prostu w naszej postawie na tyle pozytywów, że czujemy, że jesteśmy w stanie Sporting na jego terenie pokonać. Muszę przyznać, że mam do tej drużyny wielki szacunek, bo występuje tam wielu świetnych zawodników. To wszystko jednak z momentem pierwszego gwizdka zejdzie na dalszy plan i liczyć się będzie tylko moja drużyna.

Obalicie mit, że polskie drużyny są za słabe, by na wiosnę walczyć o laury w lidze i europejskich pucharach?

- Mamy wszelkie argumenty, żeby to zmienić. Wiemy, jak to wszystko wyglądało w poprzednich latach, ale myślę, że jesteśmy tak dojrzałym sportowo zespołem, że nadszedł czas najwyższy, by tę tendencję zmienić.

Komentarze (0)