Poloniści do meczu z łodzianami przystępowali pewni swego, a trener Jacek Zieliński zapowiadał, że w tym sezonie jego zespół na własnym obiekcie przegrać już nie zamierza. Rzeczywistość okazała się jednak bolesna, Czarne Koszule zaliczyły partię fatalną, a sam szkoleniowiec w trakcie meczu wyglądał na zdruzgotanego. - Nic nie wskazywało na to, że możemy zagrać taki mecz, zdarzyła nam się wpadka irracjonalna - nie ma wątpliwości szkoleniowiec stołecznego zespołu.
Jego zespół wiosenną część rozgrywek otworzył wygraną w Łodzi. W pierwszej tegorocznej serii spotkań Polonia jako jedyny zespół z czołówki nie straciła punktów, a mecz z Widzewem miał być kolejnym etapem pościgu za liderem. - Wiedziałem, że będzie ciężko, ale nikt się nie spodziewał, że przegramy. Rywal zagrał dobrze i mądrze, natomiast u nas było za dużo szaleństwa i za mało postawy wyważonej, jaką prezentowaliśmy w sparingach - przyznaje Zieliński.
Na banalne błędy zwraca uwagę Baszczyński. - W zasadzie to my strzeliliśmy trzy bramki i przegraliśmy 1:2. Najpierw Michał Gliwa chciał złapać piłkę, ale ta była zbyt śliska i mu się nie udało. W drugim przypadku mogliśmy się ustawić lepiej, a Tomek Brzyski chciał wybijać piłkę na rzut rożny i miał pecha. To się zdarza, stało się, spotkał nas zimny prysznic - nie kryje jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze Czarnych Koszul.
Sobotni mecz potwierdził, że Widzew jest dla Czarnych Koszul rywalem szalenie niewygodnym. Odkąd łodzianie wrócili do najwyższej klasy rozgrywkowej, Polonii jeszcze nie ulegli, wygrywając trzy z czterech meczów. - Na jesieni wyglądało to nieco inaczej, mecz meczowi nierówny. Widzieliśmy, że rywal zagra mądrze z kontry i poza tym ma groźne stałe fragmenty gry, ale w najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że pierwsza bramka padnie w taki sposób i ustawi mecz - mówi trener Zieliński. - Nasza reakcja na to była opóźniona i trwała zbyt długo.
Poloniści do przerwy przegrywali różnicą dwóch trafień, w szatni piłkarze wciąż wierzyli jednak w to, że losy meczu uda się odwrócić. - Wydaje mi się, że zabrakło nam w drugiej połowie pomysłu. Chcieliśmy jak najszybciej strzelić bramkę i wrócić do gry, ale to się nie udało. Do siatki trafiliśmy dopiero w samej końcówce, później mieliśmy jeszcze jedną szansę, ale się nie udało - wyjaśnia kapitan, Łukasz Trałka.
W swój zespół nie zwątpił także Zieliński. - Po kilkudziesięciu minutach dalej wierzyłem, że jesteśmy w stanie wyjść z opresji. Nie udało się, jest porażka i trzeba się szybko z niej otrzepać. Widzew postawił nam wysoko poprzeczkę. Padł mit, że nie przegrywamy u siebie meczów i musimy to wszystko odrabiać w kolejnych spotkaniach. - podsumowuje 50-letni szkoleniowiec. Za tydzień Polonia zagra w Bełchatowie, a następnie przy Konwiktorskiej podejmie Jagiellonię Białystok.