Kamil Kołsut: Od fatalnego meczu z Widzewem minęło już kilka dni. Doszliście już do tego, co tam się właściwie stało? Absolutnie nikt nie spodziewał się, że Polonia może zagrać tak słabo.
Marcin Baszczyński: Pełną analizę mamy jeszcze przed sobą i przeprowadzamy ją, gdy do klubu wrócą kadrowicze, bo tak się złożyło, że akurat teraz sporo chłopaków pojechało na zgrupowania reprezentacji. Wiadomo, że najbardziej szwankowała organizacja gry po stracie piłki i stąd obecnie treningi prowadzone są pod takim kątem, aby to poprawić. Nie ukrywam, że siedzi nam to na żołądku, musimy się zmobilizować i jechać po zwycięstwo do Bełchatowa.
Problemem przed tym meczem nie była przypadkiem głowa? "Gramy u siebie, jeszcze nikt tu nie wygrał, Widzew przyjeżdża osłabiony, więc będzie spacerek"?
- Nie, wydaje mi się, że nie. Każdy był raczej świadomy tego, jaka była sytuacja podczas naszego meczu z ŁKS-em w Łodzi, który nie był prawdziwą odpowiedzią na pytanie o to, co nas czeka w tej rundzie. Spotkanie z Widzewem od początku zaczęło się dziwnie układać i stąd to wszystko siadło, spadło. Zdarzenia późniejsze były konsekwencją początku i łatwo straconych bramek.
Ten mecz był dziwny o tyle, że Widzew nie tylko prezentował się lepiej jako drużyna, ale i poszczególni łodzianie byli mocniejsi indywidualnie, czego trudno się było spodziewać. Jodłowiec i Todorovski raz po raz wymijani byli jak slalomowe tyczki.
- Nie zawsze nam się udawało doskoczyć do przeciwnika i w tych pojedynkach jeden na jeden sobie poradzić, aczkolwiek myślę, że sytuacje to my stworzyliśmy lepsze, po ładnych akcjach. To należało wykorzystać. Wiadomo, że strzelona bramka zawsze winduje jakoś zespół w górę i tego nam zabrakło w pierwszej połowie.
W Bełchatowie musicie się odbudować, a to trudny teren.
- Przede wszystkim trzeba wszystko to, co było złe wyciągnąć i spróbować zniwelować, bo jesteśmy drużyną mocną, tylko trzeba to potwierdzać nie tylko w każdym meczu, ale w ogóle w każdej minucie i w każdym elemencie na boisku. Trzeba też zwiększyć motywację. W Bełchatowie gra się trudno, ale jestem dobrej myśli.
Porażki z Widzewem szkoda przede wszystkim w kontekście porażki Śląska z Legią, bo przy wygranej lider byłby już na wyciągnięcie ręki.
- Na pewno w ten sposób można tą porażkę rozpatrywać, ale to już jest za nami i trzeba patrzeć do przodu. Musimy zrobić wszystko, aby w przyszłej kolejce tabela właśnie tak wyglądała.
Po meczu w Łodzi ciężko było was ocenić, a kompletnie nieudane spotkanie z Widzewem jeszcze mocniej zamazało obraz. Jaka ta Polonia w końcu jest, to silna drużyna?
- No właśnie... Po prostu trzeba się teraz rozpędzić i powiedzieć jasno, jaki cel ma Polonia i jaka jest jej siła, potwierdzając to na boisku.
Jaki jest ten cel?
- (śmiech) Cel jest jeden, ale ważniejsze jest to, jaką mamy siłę, czy stać nas na jego osiągnięcie i czy stać nas na grę konsekwentną oraz regularną na wysokim poziomie, bo tylko to może nam dać sukces.
Jesienią w pewnym momencie zaskoczyło.
- I teraz trzeba wrócić na te tory, żeby znowu to wszystko tak wyglądało. Pod koniec jesieni byliśmy już monolitem, który w pewny sposób punktował.
Punktował przede wszystkim dzięki świetnej grze defensywnej, która tej wiosny jak na razie chluby wam nie przynosi.
- Troszkę wpłynęła na to zmiana ustawienia, wystarczy spojrzeć na skład. Obecnie jest w nim bardzo dużo zawodników ofensywnych, a napastnik tak dobrze nie broni jak pomocnik czy defensor i w tym elemencie przeciwko Widzewowi było nam trudniej.
Oberwało się wam od prezesa po tym meczu? Podobno zaprosił do loży honorowej biznesmena zainteresowanego inwestycją przy Konwiktorskiej i obaj trybuny opuszczać musieli ze smutnymi minami.
- Nie, nic takiego nie było. Wszystko, co się dzieje, przekazuje nam trener. A analiza i konkretne rozmowy na ten temat, jak już powiedziałem, dopiero przed nami. Wszyscy zawodnicy muszą wrócić do klubu i usłyszeć to, co należy.