Orest Lenczyk ciągle szuka optymalnego składu Śląska
W 2012 roku piłkarze Śląska Wrocław jeszcze nie wygrali i roztrwonili już całą przewagę nad Legią Warszawa. Trener WKS-u ciągle szuka natomiast optymalnego ustawienia i składu wicemistrzów Polski.
Orest Lenczyk, trener Śląska Wrocław, jak to ma w swoim zwyczaju, znów wszystkich zaskoczył składem prowadzonej przez siebie drużyny. W potyczce z Widzewem Łódź opiekun wicemistrzów Polski do boju wysłał skład, w którym w porównaniu z meczem z Legią Warszawa, było pięciu nowych piłkarzy.
Przeciwko drużynie z Łodzi szansę na pokazanie swoich umiejętności od pierwszej minuty dostali więc Rafał Gikiewicz, Marek Wasiluk, Mariusz Pawelec, Piotr Ćwielong i Johan Voskamp. - Ogólnie jestem zadowolony z 94 minut swojej gry, ale potem przyszła ta feralna minuta kiedy straciliśmy bramkę i wszyscy będziemy sobie pluć w brodę, że nie udało nam się tego meczu wygrać i utrzymać pozycji lidera - mówił po meczu Wasiluk, który wyprowadził Śląsk na prowadzenie. Już pierwsza połowa tego spotkania zakończyła się wynikiem 1:1. - Ci co byli na boisku w końcu nie grali tak źle, abym nawet po 45 minutach żałował, że ten skład wyszedł na boisko - wyjaśniał Orest Lenczyk.
Sam Orest Lenczyk przyznał, że brakowało mu kontuzjowanego Dalibora Stevanovicia oraz pauzującego za czerwoną kartkę Dariusza Pietrasiaka. Do gry nie był zdolny także napastnik Cristian Diaz. - Odbyliśmy dwa, trzy treningi w podobnym składzie. Przede wszystkim nie mieliśmy w tym spotkaniu i Pietrasiaka, i Stevanovicia - wyjaśnił doświadczony szkoleniowiec.
Mimo niekorzystnego wyniku trener Śląska dziękował jednak swoim piłkarzom. - Chciałem podziękować zawodnikom za zaangażowanie w tym meczu co było kluczem do tego, aby z jakąś zdobyczą wyjechać z Łodzi - zaznaczył. Nie chciał on jednak na gorąco szukać winnych utraty gola w ostatnich sekundach potyczki. - W tej chwili nie chciałbym kogokolwiek obrazić, ale ogólnie rzecz biorąc pretensje mam do drużyny, która miała piłkę w prawym narożniku połowy przeciwnika... i stało się. Z nieba do piekła - podsumował "Oro Profesoro".