Zamiast pisać kolejny ostry tekst, jakich jest pełno w mediach (nie tylko elektronicznych) lepiej spojrzeć na sprawę rozsądniej. No, więc nie próbujemy pozbyć się jednego człowieka i całego jego otoczenia. Michał L. podporządkował sobie środowisko w którym żyje. Mało tego jest jednym z 50 najbardziej wpływowych ludzi w UEFA. Do tego stojącego na czele organizacji, która przez ludzi z organów ścigania jest porównywana do grupy zorganizowanej o charakterze przestępczym. Kolejni ministrowie odbijają się od murów otaczających Listkiewicza, a każdy następny sprawia wrażenie jakby jego resort miał wyjątkowy kiepski "research" i nie znał historii poprzedników. Prawda jest taka, że polskiej piłki nie da się oczyścić z korupcji, gdyż jest ona ciemna i brudna jak Gotham City i niestety nie widać w okolicy żadnego Batmana. Tak samo nie da się usunąć pana prezesa. Co zatem zrobić?
Można ugiąć się przed groźbami UEFA o wycofaniu nas z europejskich rozgrywek i czekać bezsilnie na cud. Pytanie co stracimy? Obwieszczanie wielkich sukcesów, bo Legia zdeklasuje zespół z Białorusi. Błagam: zlitujcie się. Co tu jest do żałowania? Można spróbować dogadać się z Michelem Platinim eliminując Listkiewicza z tego kanału komunikacyjnego. Jeśli w UEFA działają podobne mechanizmy jak na Sycylii (w co głęboko wierzę) aby pozbyć się kogoś słabszego trzeba poprosić silniejszego o pozwolenie. Możemy też z gracją walca drogowego rozjechać PZPN z wszystkimi przywódcami na czele. Pytanie komu się to uda skoro wszyscy do tej pory polegli.
Jest jeszcze jedna opcja tylko, że ona trąci zapachem siarki, smołą oraz dokumentami podpisanymi własną krwią. Można się ułożyć. Wymiana środowiska na młodsze i bardziej kreatywne w połączeniu z odpowiednim stanowiskiem dla Michała L., aby mógł wykorzystać swoje zagraniczne koneksje to optymalne rozwiązanie. Co można zaoferować za taki układ prezesowi, który może wszystko i ma wszystko prócz świętego spokoju? Nie wiem. Mimo to nie ma, więc innego wyjścia jak tylko ułożyć się z Listkiewiczem w taki sposób, aby on nie był stratny, a jednocześnie pozwolił na zmiany, które uratują polską piłkę. Pomyślmy o tym tak: kto nie chciałby być w lepszym koszyku niż Francja na "wielkiej imprezie". Między innymi takie profity gwarantuje nam obecność Listkiewicza w polskiej piłce. Smutna prawda jest taka, że tracąc pana prezesa tracimy nasz jedyny atut na międzynarodowej scenie piłkarskiej.
Chciałbym też w dość brutalny sposób pozbawić złudzeń wszystkich, którzy uważają, że mające się odbyć wybory w Polskim Związku Piłki Nożnej coś zmienią. Tego typu myśli stanowczo odradzam, gdyż mogą się one skończyć traumatycznym rozczarowaniem. Po pierwsze: tak naprawdę większa część członków szlachetnego ciała PZPN wie, jakie funkcje będzie pełniło po wyborach. Część wyląduje wyżej, cześć niżej, ale jakie to ma znaczenie. Chodzi przecież o to by trwać. Zatem nie ma wyjścia Michał Listkiewicza musi zostać. Jego otocznie już niekoniecznie. Po drugie: gdyby wybory miały cokolwiek i gdziekolwiek coś zmienić to byłyby zakazane.