Marcin Ziach: Polonia po rundzie jesiennej plasuje się w strefie spadkowej. Do rundy wiosennej przygotowywaliście się jednak w świetnych warunkach.
Dariusz Fornalak:
Realia I ligi są takie, że zagraniczne zgrupowanie to dziś luksus. Nam było dane tego luksusu dostąpić, dzięki świetnej pracy wykonanej przez władze klubu. Taki wyjazd przed rundą wiosenną to na pewno powód do zadowolenia, bo wiemy jakie warunki panują w Polsce. Pogoda nie sprzyja treningom i rozgrywaniu sparingów na zielonej murawie, a w Turcji my tę możliwość mieliśmy.
Wróciliście z Alanyi opaleni, dobrze przygotowani do rundy rewanżowej i pełni wiary w sukces?
-
Warunki, w jakich trenowaliśmy były świetne i niczego nam nie brakowało. Czasami następowało jednak załamanie pogody i musieliśmy z boisk przenieść się na halę, bo jak w Turcji leje, to leje na całego i boiska w żadnym stopniu nie nadają się do treningu. Głęboko wierzę w to, że do Polski wróciliśmy dobrze przygotowani. Martwi jedynie to, że ze świetnie przygotowanych muraw wróciliśmy na polskie zmarznięte boiska, a zaraz po tym, jak wysiedliśmy z autokaru przywitał nas padający śnieg. Nie możemy jednak załamywać rąk. Mamy jeszcze tydzień do startu ligi, żeby się na te warunki przestawić i myślę, że będzie dobrze.
Obecna forma Polonii i kadra tego zespołu jest dla pana powodem do zadowolenia?
- O tym jak wygląda forma mojego zespołu przekonamy się dopiero w pierwszych meczach ligowych, bo sparingi sparingami, ale to liga wszystko weryfikuje. Co do kadry Polonii, to na pewno jest ona w dużej części zbliżona do tego, jak sobie ją wyobrażałem. Nie ukrywam jednak, że nasze chciejstwo nie zostało w stu procentach zaspokojone. Kolejny zakaz transferowy nałożony na klub spowodował, że musieliśmy się w naszych ruchach kadrowych ograniczyć. Nie będziemy jednak teraz narzekać, bo wszyscy w klubie mamy świadomość, jaki cel przed nami postawiono i o co będziemy na wiosnę grać.
Wokół klubu słychać dziś głosy, że obecna kadra Polonii jest silniejsza od tej, która w maju pożegnała się z ekstraklasą. Stwierdzenie na wyrost?
- Na pewno na wyrost, bo wszystkie tego typu osądy reguluje to, co zespół prezentuje na boisku. Nie będę filozofem, który będzie ten hurraoptymizm powielał. Nazwiska zawodników znajdujących się w naszej kadrze na pewno na papierze wyglądają dobrze, ale nikt z nas nie wie, jak ten zespół zareaguje i jak się skonsoliduje w chwili, kiedy przyjdzie mu rozegrać pierwszy mecz o punkty. Wtedy sparingowe rozluźnienie zastępuje presja wyniku, pojawia się dodatkowa adrenalina. My dziś też nie jesteśmy w dobrej sytuacji. Mamy tylko szesnaście punktów i naszym celem było, żeby ta kadra na wiosnę była jakościowo lepsza od tej, którą mieliśmy do dyspozycji na jesień. Ten cel chyba osiągnęliśmy, ale czy i jak przełoży się to na zdobycz punktową - tego nie wiem. Zrobimy wszystko, żeby te "papierowe" nazwiska zamieniły się w drużynę, która zapewni Polonii Bytom utrzymanie w I lidze.
Znalazł pan w trakcie zgrupowania w Turcji strzelca-egzekutora na miarę Jakuba Świerczoka?
- Na tę chwilę na pewno nie. Wspomniałem już wcześniej, że kilka pozycji w tym zespole było jeszcze do obsadzenia. Niestety nie było dane nam tych transferów dokonać i musimy to z pokorą przyjąć. Szczerze panu powiem, że gorąco wierzę w to, że rola, jaką pełnił w Polonii jesienią Kuba Świerczok, na wiosnę rozłoży się na kilku zawodników. To będzie równoznaczne z tym, że prezentujemy lepszą jakość gry.
Gra Polonii w rundzie wiosennej będzie zatem wyglądała inaczej także pod względem taktycznym?
- Nie wykluczam, że tak właśnie będzie. Ja na pewno bym sobie życzył, żeby nasza gra na wiosnę była bardziej poukładana i bardziej przypominała grę w piłkę nożną. Na jesień postawa drużyny w wielu spotkaniach nas nie zadowalała. Mam na myśli przede wszystkim pierwsze nasze spotkania, które były fatalne. Później było już trochę lepiej, ale i tak liczba punktów zdobyta przez nas na półmetku nikogo w klubie nie zadowala. Z drugiej strony powoduje ona, że w dalszym ciągu mamy szanse na utrzymanie w lidze. Mam nadzieję, że poczynione przez nas wzmocnienia okażą się na tyle konkretne, że damy radę i cel zrealizujemy.
Czego zatem zabrakło Dariuszowi Fornalakowi do pełni kadrowego eldorado?
- Ciężko dzisiaj powiedzieć, bo dopiero pierwsze gry w rundzie wiosennej odpowiedzą nam na pytanie, czy ruchy transferowe, których dokonaliśmy sprawiły, że osiągnęliśmy ten poziom, którego osiągnięcie sobie zakładaliśmy i jakiego oczekują od nas kibice. Na tę chwilę nie jesteśmy w stanie tego jednoznacznie stwierdzić. Jesienią zakładaliśmy sobie jakieś ruchy kadrowe, ale były one ograniczone zakazem transferowym, który przez sporą część okienka nad nami wisiał. Z tego tytułu nasze pole manewru było mocno ograniczone. Kiedy nam zakaz zdjęto mieliśmy niewiele czasu do tego, żeby tych ruchów dokonać. Chwała działaczom za to, że działając pod presją czasu udało nam się wiele rozmów sfinalizować. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że w dalszym ciągu mam pewne pozycje do obsadzenia, a tego już zrobić mógł nie będę. Wiadomo, że każdy trener chciałby mieć na tyle szeroką kadrę, by mieć dwóch równorzędnych zawodników na każdą pozycję. W Polonii tego na tę chwilę nie ma i to niesie za sobą pewne zagrożenia, o których wolałbym na razie nie mówić. Jesteśmy w takiej sytuacji, że powinniśmy optymistycznie patrzeć w przyszłość i być zadowolonym z tego, co w danej chwili mamy.
Swego czasu przepraszał pan za to, że Polonia Bytom wygrała mecz w ekstraklasie. W maju będzie pan przepraszał, że utrzymała się w I lidze?
- Myślę, że nie i najlepiej, żebyśmy już nigdy do tego nie wracali. Takie stwierdzenie z moich ust faktycznie padło, bo zawsze mobilizują mnie słowa piłkarskich "ekspertów", którzy uważają, że wszystko o futbolu wiedzą i na wszystkim się znają. W tamtym czasie takie były realia, że Polonii nikt nie postrzegał pozytywnie i nie brał za poważnego przeciwnika drużyn występujących w ekstraklasie. Stało się tak, że Polonia jednak mecz w ekstraklasie wygrała, ogrywając faworyzowaną Cracovię, prowadzoną przez Stefana Majewskiego. Aspiracje tej drużyny były nieporównywalne z aspiracjami Polonii Bytom, stąd pojawił się taki mój na gorąco powiedziany komentarz do meczu. To jest po prostu piłka nożna i nie można z góry przewidzieć, że dany zespół w tym sezonie spadnie z danej klasy rozgrywkowej, a inny będzie mistrzem Polski. Miałem wtedy ogromną satysfakcję, że doprowadzając Polonię do tego szczebla rozgrywek umiałem ją poprowadzić do pierwszego zwycięstwa. Potem przecież przez cztery pełne sezony ekstraklasa w Bytomiu była. Jeśli w tym sezonie Polonię utrzymam w I lidze, to również będę odczuwał satysfakcję z dobrze wykonanej roboty.
W Polonii w ostatnich latach wiele rzeczy stawało na głowie. Tej zimy kapitan pana zespołu z jesieni został pana przełożonym, przejmując tekę dyrektora sportowego.
- Nie nazwałbym tej funkcji zwierzchnikiem czy przełożonym, a raczej łącznikiem pomiędzy sztabem szkoleniowym a zarządem klubu. Cieszę się, że mam w klubie osobę, z którą mogę pewne sprawy pod kątem sportowym omówić i przeanalizować. Lukas Killar to świetny człowiek, który był bardzo dobrym obrońcą, a teraz szybko się uczy nowego fachu. Widać u niego, że on chce się uczyć i ten świeży umysł w połączeniu z nieskażoną psychiką powodują, że może ten ruch Polonii wyjść na dobre.
Dwa transfery z południa Europy należy przypisać właśnie osobie Lukasa Killara?
- My na pewno nie jesteśmy klubem, który może sobie gdzieś tam wskazać piłkarza, którego bierzemy i ten zawodnik z miejsca staje się graczem naszego zespołu. Akurat co do transferów z południa, to pozyskanie Martina Barana awizował nasz bramkarz Juraj Balaż, który wcześniej znał go ze wspólnych występów na Słowacji. W profesjonalnym futbolu tak to się dzisiaj odbywa, że propozycji różnych menadżerów jest tak wiele, że nie jesteśmy w stanie każdemu zawodnikowi się przyjrzeć i ocenić rzetelnie jego przydatności do zespołu. Często wtedy jest tak, że następuje weryfikacja i przez takie właśnie kontakty do transferu dochodzi, bądź nie.
W obecnej kadrze Polonii aż zaroiło się od byłych reprezentantów Czech, Słowacji, Polski...
-
W naszym wypadku było tak, że decyzję w sprawie angażu tego, a nie innego zawodnika często musieliśmy podejmować w ciągu kilku godzin, więc na czymś w przy wyborze musieliśmy się opierać. Nie ukrywajmy, że przy takiej selekcji prawdopodobieństwo popełnienia błędu jest duże. Jest jednak na pewno mniejsze, niż w klubach, które za transfer danego zawodnika muszą płacić setki tysięcy euro. My w przypadku pomyłki tracimy tylko i aż pensję, którą dany zawodnik pobiera. Takie ryzyko na siebie musimy wziąć i bierzemy, bo nie stać nas na to, by kandydatów do gry w naszym klubie testować przez 2-3 tygodnie. My mieliśmy w sumie dwa tygodnie, żeby przyjrzeć się zawodnikowi i kiedy spełniał nasze oczekiwania, go zakontraktować. Musimy przy wyborze kierować się czasami tym, jak przebiegała kariera piłkarza i tym, że ktoś nam go poleca. Nie mamy na tyle rozwiniętej sieci skautingu, żeby któregoś zawodnika obserwować przez dłuższy okres czasu, dlatego decyzje transferowe czasami musimy podejmować "w ciemno".
Nie uważa pan, że to niejako stawia Polonię w przegranej pozycji?
- Na pewno nie jest to sytuacja komfortowa. Musimy się pocieszać tym, że w sporcie czasami rządzi przypadek i zawodnik, który rozegrał kilka meczów w I lidze i wcześniej grał tylko w Młodej Ekstraklasie zostaje wytransferowany do Kaiserslautern. My też musimy mieć świadomość, że nigdy nie wiadomo, czy wśród zawodników, których pozyskaliśmy nie ma takich, którzy okażą się na wiosnę objawieniami rundy. Bardzo dobre wrażenie w Turcji zrobił na mnie Martin Baran. Ten chłopak może być dla nas solidnym wzmocnieniem. Mam nadzieję, że nie tylko on "odpali" i z innych też będziemy mieli pociechę.