Matras: Gra posypała się nam po karnym

Dyscyplina taktyczna Piasta przez ponad pół godziny nie dawała Portowcom szans na rozwinięcie skrzydeł w sobotnim meczu. Przełom nastąpił dopiero w końcówce połowy. - Pogoń zdobyła gola z rzutu karnego, nam natomiast gra się trochę posypała - przypomniał obrońca gliwiczan Mateusz Matras.

Mecz Pogoń - Piast (2:1) miał być hitem kolejki otwierającej pierwszoligową wiosnę. Skończyło się jednak na zapowiedziach, gdyż kandydaci do awansu stworzyli widowisko mało efektowne i trudne w odbiorze. W pierwszej połowie zawiodła głównie Pogoń, co w dużej mierze było efektem konsekwentnej gry gliwiczan.

- Tak jak zawsze staraliśmy się zagrać swoją piłkę i nie patrzeć na przeciwnika. Generalnie początek spotkania w naszym wykonaniu wyglądał dobrze - przyznał Mateusz Matras, który w 26. minucie wykorzystał zamieszanie w polu karnym i zdobył dla Piasta zasłużone prowadzenie.

Podopieczni Marcina Brosza radowali się z takiego wyniku tylko dwanaście minut. Szczecinianie ocknęli się bowiem z letargu i doprowadzili do wyrównania po strzale Ediego z rzutu karnego.

- Nie wiem, czy faul był, czy go nie było. To była sytuacja stykowa, w okolicach szesnastego metra. Strata gola była decydującym momentem meczu, po niej gra nam się trochę posypała. Jeśli dowieźlibyśmy prowadzenie do przerwy, to Pogoń mogłaby się nie podnieść. Rywale rzuciliby się do ataku, przez co mogliby nadziać się na kontrę. Drużyna, która podejmuje takie ryzyko, najczęściej traci drugiego gola - tworzył scenariusz obrońca.

Pomysł trenerów Piasta na mecz z Pogonią wydawał się bezbłędny
Pomysł trenerów Piasta na mecz z Pogonią wydawał się bezbłędny

Po zmianie stron emocji znów było jak na lekarstwo. Pojedynek rozkręcił się dopiero w końcówce, gdy Piast musiał zabrać się do odrabiania strat. W 68. minucie stracił bowiem drugiego gola po szarży i dośrodkowaniu Roberta Kolendowicza oraz strzale Adriana Budki.

- Za nami typowy mecz walki, w którym spotkały się wyrównane zespoły. Zarówno Pogoń, jak i my nie potrafiliśmy stworzyć stuprocentowych sytuacji podbramkowych i tak to właśnie wyglądało. Do tego szczecińskie boisko jest duże, trzeba było się na nim nabiegać, a to weszło w nogi - tłumaczył zdobywca gola.

Piast zamknął okres zimowych sparingów porażką 2:3 z Kolejarzem Stróże, mimo iż prowadził już dwiema bramkami. Podobny scenariusz powtórzył się przy Twardowskiego. Goście ponownie prowadzili i przegrali.

- Ciężko powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Dostaliśmy gola w najprostszej sytuacji, po wrzucie z autu. Pogoń jakoś wyszła z tego, a sędzia podyktował rzut karny. Szczecinianie następnie przycisnęli i to im się opłaciło. Szkoda tego choćby jednego punktu, bo mógł on nam pomóc w ostatecznym rozrachunku - żałował Mateusz Matras.

- Przed nami seria meczów u siebie. Jeśli zagramy z taką ambicją i zaangażowaniem jak w Szczecinie, to powinno być dobrze. Na początek przyjedzie do nas Warta, przeciw której musimy wybiec jeszcze bardziej zdeterminowani. Nie możemy sobie pozwolić na stratę nawet punktu. Na pewno będziemy walczyć do samego końca ligi i nie jesteśmy na straconej pozycji - nie składa broni młodzieżowy reprezentant kraju.

Źródło artykułu: