Sytuacja Sandecji po rundzie jesiennej nie była najgorsza. Nowosądecka drużyna co prawda była daleka realizacji przedsezonowych aspiracji, sięgających walki o awans do T-Mobile Ekstraklasy, ale utrzymywała się tuż nad strefą spadkową. Obecnie drużyna z Małopolski w dalszym ciągu bezpieczną pozycję utrzymuje, ale nad drużynami bezpośrednio zagrożonymi degradacją ma tylko trzy punkty przewagi. Zażegnać niebezpieczeństwa nie pomogła ekipie Roberta Moskala porażka z Polonią Bytom na start rundy wiosennej.
- Przez cały ten tydzień mieliśmy co do myślenia, bo w Bytomiu przegraliśmy na własne życzenie. Nasza gra w tym meczu może nie była porywająca, ale również Polonia nie była od nas pod tym względem lepsza. Bolało nas zwłaszcza to, że traciliśmy w tym meczu kuriozalne bramki, po szkolnych wręcz błędach. Myślę jednak, że szczególnie to, co pokazaliśmy w tamtym spotkaniu w drugiej połowie powinno wprowadzić w nasze szeregi uspokojenie, bo naprawdę umiemy grać w piłkę - przekonuje Filip Burkhardt, pomocnik drużyny z Nowego Sącza.
W ekipie biało-czarnych panuje świadomość, że zespół ten sezon "zawalił". - Nasze przedsezonowe aspiracje były zupełnie inne i możemy pluć sobie w brodę, że w połowie rundy jesiennej mając passę sześciu meczów bez porażki, nie wygrywaliśmy spotkań, tylko je remisowaliśmy. Dziś skazuje się nas na walkę o utrzymanie i chyba słusznie, bo tabela nie kłamie. Jesteśmy jednak przekonani, że to tylko wypadek przy pracy, bo Sandecja nie jest drużyną do spadku - zapewnia gracz klubu z Kilińskiego.
Szansę odkucia sobie punktów straconych z outsiderem, nowosądeczanie mieć będą w sobotnim meczu domowym, z liderem ze Szczecina. - W naszej sytuacji nie możemy kalkulować. Musimy robić wszystko, by łapać punkty i trzymać się jak najdalej od strefy spadkowej. Przyjeżdża do nas teraz Pogoń i nie możemy pozwolić sobie, żeby na boisku powtórzyć degrengolady z Bytomia, bo lider na pewno to wykorzysta. Z całym szacunkiem dla Polonii, ale Pogoń to zupełnie inna klasa i ten mecz będzie dla nas jeszcze trudniejszy - przyznaje popularny "Bury".
Porażka w Bytomiu wywołała w nowosądeckim klubie mały wstrząs. - Byliśmy dalecy od popadania w skrajności, ale wykorzystaliśmy czas między meczami, żeby porozmawiać po męsku i wytknąć sobie w twarz błędy, jakie popełniliśmy. Wszyscy wiemy, że nie czas i miejsce na załamywanie się i uciekanie od odpowiedzialności. Musimy podnieść głowy do góry i na boisku zap.......ć, żeby zmazać plamę, jaką daliśmy - wskazuje pomocnik Sandecji.
Czy graczom z Nowego Sącza brakuje ogrania na naturalnej murawie? - Nie ma co ukrywać, że przerwa zimowa była bardzo długa, a my długimi fragmentami przygotowywaliśmy się na sztucznej murawie. Kiedy teraz wychodzimy na zielone boisko, to trudno nam się utrzymać przy piłce, bo nie jesteśmy do końca przystosowani do tego typu nawierzchni. Wynika z tego wiele strat, które mamy w trakcie meczu. Pracowaliśmy usilnie, żeby te braki nadrobić i z Pogonią powinno być już znacznie lepiej - zapowiada Burkhardt.
- Na inaugurację sami daliśmy sobie lekcję, jak nie powinno się grać w piłkę nożną. Wiele razy trener nam powtarzał, że w trudnych sytuacjach na boisku trzeba stosować proste środki, bo nie jesteśmy FC Barceloną, żeby szukać jakichś wyrafinowanych rozwiązań. Nie przełożyliśmy tego na boisko, bo notujemy proste straty, zamiast wybijać gdzieś piłkę w krzaki i z tego tracimy bramki. Nasza recepta na Pogoń jest prosta. Walka, walka, walka i jeszcze raz walka. Nic innego nam nie pozostało - puentuje gracz nowosądeckiej jedenastki.