- Mecz ułożył się tak, że nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji i to zemściło się na nas w drugiej połowie. Gospodarze zbyt wiele okazji nie mieli, ale pomogła im nasza nieskuteczność. Jeśli chcemy walczyć o mistrzostwo, to gdy nadarza się szansa na gola, nie możemy jej zaprzepaścić. Niestety przegraliśmy, choć uważam, że nie do końca zasłużenie - powiedział Przemysław Kaźmierczak.
W niedzielę rosły zawodnik zagrał na nietypowej dla siebie pozycji. Wraz z Piotrem Celebanem stanowił środek obrony Śląska. - Już po pucharowym pojedynku z Arką trener zapytał mnie, czy wystąpię jako stoper. Nie jest to dla mnie nominalne miejsce na boisku, ale mogłem pomóc drużynie. Gdybym wiedział, że na środku defensywy nie będę się dobrze czuł, na pewno bym to zasygnalizował. Wtedy zapewne drużyna byłaby ustawiona inaczej. Jednak są momenty, kiedy trzeba się dostosować do danej sytuacji. Szkoda, że nie do końca to wypaliło, bo przegraliśmy - zaznaczył Kaźmierczak.
Czy wcześniej 30-letni piłkarz grywał jako stoper? - W oficjalnych spotkaniach nie. Zdarzyło się natomiast kilka takich występów w sparingach. To było w czasach, gdy przebywałem w Anglii.
Wrocławianie opuszczali stolicę Wielkopolski nieco rozgoryczeni. Nie tak bowiem wyobrażali sobie przebieg rywalizacji. - Czujemy żal, bo do pewnego momentu radziliśmy sobie całkiem dobrze. Problemy zaczęły się na początku drugiej połowy, gdy straciliśmy bramkę. Później zabrakło nam szczęścia. Dalibor Stevanović w samej końcówce trafił w słupek - stwierdził Kaźmierczak.
Kolejorz przypieczętował zwycięstwo po rzucie karnym. Sędzia wskazał na "wapno", gdyż uznał, że Piotr Celeban ręką zatrzymał uderzenie Vojo Ubiparipa. Czy ta decyzja była słuszna? - Arbiter główny w pierwszej reakcji nie odgwizdał przewinienia, a przecież stał blisko. Dopiero interwencja liniowego zaowocowała jedenastką. Piotr był ustawiony tyłem, więc trudno mówić o celowości tego zagrania. Jednak w tej akcji błąd popełniliśmy już wcześniej. Większość z nas myślała, że jest spalony, natomiast lechici szybko rozegrali piłkę i skończyło się rzutem karnym - zanalizował doświadczony pomocnik.
Walka o tytuł mistrza Polski jest bardzo wyrówna, ale głównie dlatego, że wszyscy pretendenci zaliczają potknięcia. - To jest całkiem normalne. Ktoś musi tracić oczka, żeby inny to wykorzystał. Niewykluczone, że tabela spłaszczy się jeszcze bardziej, a wtedy zrobi się ciekawie. Na pewno szkoda, że nie zapunktowaliśmy w Poznaniu. Zwycięstwo dałoby nam przecież pozycję lidera - zakończył Kaźmierczak.