Piotr Świerczewski: Nikt nie pękł w meczu z Podbeskidziem

Wygrane spotkanie z Podbeskidziem przez ŁKS Łódź przedłuża nadzieje łodzian na utrzymanie w ekstraklasie. Do końca sezonu pozostało sześć kolejek, a drużyna ma trzy "oczka" straty do będącego na czternastym miejscu Zagłębia Lubin. Menedżer i trener ŁKS-u Piotr Świerczewski przekonuje, że zespół złapał właściwy rytm i w końcu przyszedł także wynik.

Paweł Sala
Paweł Sala

Łódzki Klub Sportowy dzięki wygranej w Bielsku-Białej dał nadzieję swoim kibicom na utrzymanie w T-Mobile Ekstraklasie. Łodzianie odnieśli czwarte zwycięstwo na wyjeździe w tym sezonie przy zaledwie jednej wygranej u siebie. Dla zespołu liczą się każde punkty, a sukces w Bielsku-Białej to dobry prognostyk przed kolejnymi pojedynkami "o życie". - Bardzo dobrze, że to zwycięstwo przyszło akurat teraz przed derbami Łodzi. Zawodnicy uwierzą, że potrafią stwarzać sytuacje, strzelać, bo myślę, że w tym meczu z Podbeskidziem mieliśmy dużą przewagę jeśli chodzi o okazje bramkowe. Rywale tylko ze stałych fragmentów, wrzutek właściwie trochę nam zagrażali. Z tego Podbeskidzie zresztą słynie. Cieszę się, że moja drużyna podjęła walkę na tak trudnym terenie. Nikt nie pękł - przekonuje jeden z trenerów ŁKS-u, Piotr Świerczewski.

Zdaniem byłego reprezentanta Polski już poprzednie ligowe pojedynki pokazały, że za wcześnie spisano ŁKS na straty. Łodzianie w czterech ostatnich meczach wywalczyli jedną wygraną, dwa remisy i ponieśli tylko jedną porażkę. - Już we wcześniejszych meczach mówiłem, że gramy dobrze, tylko nie było jeszcze tego potwierdzenia w wyniku. Teraz już złapaliśmy to, że stwarzamy sytuacje. Bramki w końcu będą padać. Ja się nie martwię o kolejne mecze - przyznał szkoleniowiec.

Świerczewski przekonuje, iż jego podopieczni muszą patrzeć przede wszystkim na swoje mecze, i na nich się skupiać. - Patrzmy się na siebie. My zdobywajmy punkty. Lechia niech sobie robi to, co do niej należy. A inne zespoły też niech się martwią, bo za chwilę, za tydzień może się okazać, że zaczepią się inne drużyny do walki o utrzymanie, np. GKS Bełchatów. Zdziwiony byłem, że przegrali z Lechią, bowiem grają naprawdę dobrze - zaznacza.

Personalnie zespół ŁKS-u został przed sezonem znacznie wzmocniony uznanymi na polskim rynku nazwiskami. Jednak, jak przekonuje Świerczewski, nie można mówić, że łodzianie to drużyna "staruszków". - Z doświadczonych zawodników powyżej 30. lat to grało tylko dwóch: Saganowski i Iwański. To jest młoda drużyna. Bonin i Łobodziński to chłopaki w najlepszym wieku do gry w piłkę. Mamy też osiemnastoletnich chłopaków. Ja uważam, że to jest bardzo dobra drużyna, bardzo dobra grupa. Tak jak wcześniej mówiłem, potrzebowaliśmy po prostu normalnego treningu, normalnego zaplecza treningowego, boiska, obozu - to co mają wszyscy. Dziennikarze widzieli w jakich warunkach wcześniej trenowaliśmy. To nie można było nawet nazwać treningiem, ale wyjściem i udawaniem, że coś robimy - mówi nam z goryczą Świerczewski.

Łodzianie do sobotniego starcia z Podbeskidziem przystępowali osłabieni kadrowo. Do meczu z Widzewem Łódź pozostało niewiele czasu, ale na Wisłę Kraków podopieczni Andrzeja Pyrdoła i Świerczewskiego mogą wyjść mocniejszym składem. - Musimy wyeliminować błędy, jak najszybciej to poprawić. Mamy kilku kontuzjowanych zawodników. Tego szkoda, bowiem oni wzmacniają konkurencję w drużynie. Potrzebowaliśmy czasu i wiem, że możemy grać dobre mecze. Ja się nawet nie boję, że będziemy grać z Wisłą. Myślę, że zagramy jak równy z równym. Jak Wisła wygra to wygra, jak spadniemy to spadniemy - taki jest sport. Oczywiście nie będę z tego powodu szczęśliwy. Mam nadzieję, że się utrzymamy, i że prezes ogarnie sprawy licencyjne. Wszystko jest na dobrej drodze - zapewnia 70-krotny reprezentant Polski.

Kontuzje, urazy i zmiany personalne na początku sezonu miały zdaniem Świerczewskiego duży wpływ na postawę zespołu. - Antoni Łukasiewicz doszedł po pierwszym meczu, Kujawa po kontuzji. To było widać w tych spotkaniach. Ja się nie oszukiwałem, wiedziałem, że trzy mecze są stracone. Żałuję tylko, że np. drugiego meczu nie graliśmy z Wisłą, bo wówczas krakowian moglibyśmy stracić, a teraz Lechię dopaść. Gdybyśmy teraz Lechię dopadli to by była inna gra - zarzeka się szkoleniowiec.

Świerczewski w meczu z Podbeskidziem mógł być zadowolony szczególnie z postawy ofensywnie nastawionego Grzegorza Bonina, który stwarzał najwięcej zagrożenia pod bramką Górali. - Starałem się znaleźć dla Bonina pozycję optymalną. Przypomniałem sobie, że w Koronie grał cofniętego zawodnika za Robakiem i całkiem fajnie to wyglądało. Wypróbowaliśmy to na treningu. Wyglądało to fajnie. Jednak to, co na treningu nie zawsze ma przełożenie w meczu. Chyba zgodzimy się, że bardzo dobrze zagrał - kończy Świerczewski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×