Bułgar i Gruzin załamali kibiców Floty

Z meczu na mecz pogarsza się sytuacja Floty. Wyspiarze nie potrafią zwyciężyć od października i są jednym z najsłabszych pierwszoligowców wiosny. W sobotę wydawało się, że żadna siła nie odbierze im wyczekiwanej wygranej. Stało się inaczej, a sporą winę za taki obrót wydarzeń ponoszą skrzydłowi.

Sebastian Szczytkowski
Sebastian Szczytkowski

Sobotnie spotkanie z Wisłą Płock miało być dla świnoujścian przełomowe. Przystępowali oni do niego podbudowani ostatnim remisem z Zawiszą, na ich korzyść przemawiał atut własnego boiska i bilans meczów z Nafciarzami.

Flota długo wydawała się być na najlepszej drodze do przerwania marazmu i pierwszego od ośmiu kolejek zwycięstwa. Prowadzili, z biegiem czasu coraz częściej rozrywali defensywę płocczan, choć grali praktycznie bez lewego skrzydła. Tam bowiem katastrofalnie prezentował się Weselin Marczew.

Bułgar na lewej flance miał zastąpić pauzującego za kartki Radosława Jasińskiego. Powierzonemu zadaniu jednak nie sprostał. Marczew wdawał się w bezsensowne dryblingi, gubił piłkę, podawał w kierunku przyjezdnych, dokonywał niezrozumiałych wyborów w ataku...

- Skrzydłowi są najwidoczniej w słabszej dyspozycji. Liczyłem na zawodników, którzy znaleźli się w składzie. Motywowaliśmy się przed meczem, ale na boisku wyglądało to zupełnie inaczej. Jednym zdaniem nie mogę spuentować tego tematu - komentował zirytowany szkoleniowiec Floty Krzysztof Pawlak.

Fatalny występ Marczewa zakończył się wraz z gwizdkiem kończącym pierwszą połowę. Część obserwatorów uradowała się na widok rozgrzewającego się w przerwie Koby Szalamberidze, zakładając, że Gruzin nie może zagrać gorzej od poprzednika. Mylili się.

- Wytłumaczenie postawy niektórych zawodników jest niemożliwe. Oni nie dorośli chyba do grania w I lidze, bo jeśli zmienia się zawodnika prezentującego się słabo na jeszcze gorszego, to trzeba zadać sobie pytanie: co ci ludzie robią na boisku? - nie unikał ostrych słów trener, po chwili wskazując jednoznaczniej, że słowa odnosi do Bułgara i Gruzina.
Tomasz Ostalczyk obniżył loty, ale jego miejsce w składzie jest niezagrożone Tomasz Ostalczyk obniżył loty, ale jego miejsce w składzie jest niezagrożone
Występ tego drugiego mógł być oceniony nieco pozytywniej, gdyby nie sytuacja z 66. minuty. Szalamberidze przy prowadzeniu 2:0 został sfaulowany w polu karnym, po czym arbiter podyktował jedenastkę. Gruzin postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość i pokrzykując wyrwał futbolówkę napastnikom: Arifoviciowi i Nnamaniemu. Po chwili samozwańczy strzelec fatalnie spudłował.

- Do egzekwowania jedenastki był wyznaczony gracz, który czuje się najlepiej. Nie wiedziałem, że w tej grupie był Koba, dlatego byłem zaskoczony, że bierze piłkę. Może czuł się na tyle mocny, żeby pokonać bramkarza... Nie udało się, po czym zostaliśmy skarceni - opowiadał szkoleniowiec.

Kilkanaście minut po pudle Szalamberidze Wyspiarze już nie prowadzili. Podopieczni Libora Pali przyspieszyli i w końcówce doprowadzili do remisu (2:2). Gospodarze nie ukrywali wściekłości.

- Wykonał tego karnego lekceważąco - ocenił Artur Melon. - Przecież miał strzelać "Ari" - nie ukrywał zirytowany Tomasz Ostalczyk. Niedoszły egzekutor - Arifović po ostatnim gwizdku jako pierwszy zszedł z boiska, a po kilku minutach opuścił stadion.

- Przed nami dwa dni na rozmyślania. Będzie ich wiele - mówił Pawlak, który w następnym meczu prawdopodobnie znów wystawi na skrzydłach Ostalczyka i Jasińskiego. Choć także ci zawodnicy ostatnio nie zachwycają, to alternatywy nie widać.

Po sobotnim remisie z Wisłą Wyspiarze są jednym z dwóch najsłabszych pierwszoligowców wiosny. Przed nimi pojedynek z niepokonaną w tegorocznych kolejkach Arką.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×