Jego zespół w regulaminowym czasie gry prowadził 3:1, co doprowadziło do dogrywki i konkursu rzutów karnych. - Wygrana, przegrana. Wygraliśmy mecz, ale odpadliśmy z pucharu po rzutach karnych, co jest bolesne dla zawodników. Przykro przegrać po rzutach karnych. Wypada życzyć Waldkowi i jego drużynie powodzenia w finale - mówi opiekun Białej Gwiazdy. - Walczyliśmy do końca o odrobienie strat, ale zabrakło nam w dogrywce zimnej krwi. Zbyt dużo spraw nam skomplikowało sytuację, bo przez kontuzje musieliśmy zrobić zmiany Paljicia i Jirsaka. Zwłaszcza Tomas trzymał środek w ryzach i pewnie zagrałby jeszcze parę piłek. Obawiam się przyjścia na trening w środę, żeby zobaczyć ilu jest nowych kontuzjowanych, bo kilku ciężko było dotrwać do końca meczu.
Na 5 kolejek przed końcem sezonu jego zespół ma 14 punktów straty do lidera T-Mobile Ekstraklasy, więc szans na obronę mistrzowskiego tytułu już nie ma. Wiśle trudno też będzie awansować do Ligi Europejskiej - strata do miejsca premiowanego awansem do tych rozgrywek wynosi 10 "oczek". Puchar Polski był więc praktycznie ostatnią szansą Białej Gwiazdy na grę w europejskich pucharach w nowym sezonie. - Na pewno jest w nas jakaś zadra. Widać było, że zespół chce odrobić te straty. Szkoda, że się nie udało. Na pewno się nie poddamy. Trochę punktów nam uciekło, zdajemy sobie z tego sprawę, ale jest pięć meczów do końca. Zrobimy wszystko, żeby je wygrać. Różne rzeczy dzieją się w piłce. Zrobimy wszystko, żeby wygrać w sobotę z ŁKS-em i wygrać też cztery następne spotkania. Wierzę w to, że ci zawodnicy potrafią grać, bo pokazali to z Ruchem. To teraz trzeba przełożyć na mecze ligowe - przekonuje Probierz.