Przypomnijmy: 18 marca Marcin Wasilewski umyślnie zaatakował łokciem Petera Delorge'a w meczu z Sint-Truiden, a w Belgii rozpętała się burza na temat brutalnej gry reprezentanta Polski. W efekcie 31-latek został zawieszony na 6 meczów w tym dwa w zawieszeniu.
Anderlecht do czwartku mógł złożyć apelację i uczynił to, jak poinformowano na oficjalnej stronie klubu, w ostatniej chwili. Fiołki domagają się anulowania zawieszenia "Wasyla", opierając argumenty na tym, że sędzia spotkania odgwizdał faul Polaka i nie pokazał mu nawet żółtej kartki, a przepisy Jupiler League w takiej sytuacji zakazują ukarania winowajcy. Arbiter przekonuje natomiast, że przerwał grę z powodu przewinienia innego zawodnika. W zapewnienia Sama Loemana nie wierzy niemal nikt, ale opinia publiczna w Belgii żąda (jak pokazuje werdykt Komisji Sportowej, skutecznie), by w drodze wyjątku odstąpić od regulacji prawnych i z przyczyn moralnych mimo wszystko ukarać Polaka.
W tych okolicznościach trudno wyrokować, jaka decyzja zapadnie w drugiej instancji. Pewne jest natomiast, że na skutek złożenia apelacji ewentualne zawieszenie Wasilewskiego przesunie się w czasie i będzie mógł on zagrać w najbliższą sobotę z Genk. Niewykluczone, że Anderlecht gra na zwłokę i liczy, że absencja "Wasyla" wypadnie w samej końcówce sezonu, gdy zespół Ariela Jacobsa będzie miał już zapewnione mistrzostwo kraju.
Kłopoty Wasilewskiego głównym tematem w belgijskich mediach ->>>