W piątek w Kielcach naprzeciwko siebie stanęły jedenastki miejscowej Korony oraz KGHM Zagłębia Lubin. Na jednych mówi się żółto-czerwoni, na drugich Miedziowi. Tych pierwszych uważa się za bardzo agresywnych na boisku, przylgnęło do nich określenie "drwale". Nikt nie spodziewał się jednak, że piątkowe widowisko naprawdę będzie aż tak żółto-czerwone...
To spotkanie prowadził Paweł Pskit z Łodzi. O tym, że lubi on upominać zawodników kartkami, wszyscy wiedzą. Średnio w meczu pokazuje on bowiem około sześciu tych w kolorze żółtym. Konia z rzędem jednak temu, kto przewidziałby, że pokaże on aż siedemnaście kartek tych w kolorze żółtym oraz trzy czerwone! Arbiter odgwizdał także rzut karny dla Zagłębia oraz wyrzucił z ławki rezerwowych kierownika gospodarzy.
- To był bardzo ważny mecz. To było widać od pierwszej, do ostatniej minuty. Nasza drużyna znów była bardzo skoncentrowana, zagrała bez większych błędów w defensywie. Praktycznie koncentrowaliśmy się na swojej grze. Dzięki temu zwycięstwu jesteśmy bliżej utrzymania - mówił po meczu opiekun Miedziowych, Pavel Hapal. On do arbitra nie miał większych pretensji. W końcu jego drużyna wygrała 2:0.
W zupełnie innym nastroju na pomeczowej konferencji prasowej był już opiekun Korony, Leszek Ojrzyński. Do dziennikarzy przemawiał on bardzo zachrypniętym głosem. - Powiem króciutko, bo nie ma sensu dalej się wypowiadać, bo ciężko mi i tak cokolwiek powiedzieć. Przede wszystkim o meczu, o wyniku, zadecydowała pomyłka sędziego, gdzie został podyktowany rzut karny. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Zawodnik gości powiedział, że byli uczulani na to, że my gramy agresywnie i czasami wyprzedzali nawet gwizdek sędziego. Tak też sędzia został nabrany. Nie dość, że straciliśmy bramkę po tym stałym fragmencie, to jeszcze straciliśmy zawodnika. W dziesięciu jest ciężko grać - zaznaczył szkoleniowiec. Kielczanie od 31. minuty grali bowiem w osłabieniu po tym, jak z boiska wyleciał Vlastimir Jovanović.
Z osobą arbitra Ojrzyński doszukiwał się także pewnego związku. Paweł Pskit jest bowiem z Łodzi, a Korona najbliższe mecze rozegra kolejno z ŁKS-em, PGE GKS-em Bełchatów i Widzewem Łódź, a więc drużynami z okręgu łódzkiego. ŁKS rozpaczliwie broni się przed spadkiem, a drużyna z Bełchatowa ligowego bytu na sto procent także pewna jeszcze nie jest. - Dziwnym trafem sędziowie byli z Łodzi, a my mamy przed sobą trzy mecze z łódzkimi drużynami - z ŁKS-em, Widzewem i GKS-em Bełchatów. To jest dziwna decyzja. Potem kartek dostaliśmy bardzo, bardzo dużo, bo zawodnicy też czasem nerwowo do tego podchodzili. Jak mieli podchodzić, jak szansa na dobry wynik została im zabrana? Może nie do końca zabrana, ale utrudniona. Tak to wyglądało. Ja swoim zawodnikom muszę pogratulować za walkę, a czas na analizę przyjdzie. Szkoda, że tak to się wszystko potoczyło, bo w głównej roli byli sędziowie. Niestety nie dam rady odpowiadać na pytania, bo mam problem z głosem - podsumował Ojrzyński, po czym opuścił salę konferencyjną. Żegnały go... oklaski.
Pytanie tylko, czy mecz w Kielcach rzeczywiście był tak brutalny, jakby wskazywała na to ilość kartek czy też zawodnicy jednej i drugiej drużyny popełniali bezmyślne faule.
Oto ci, którzy zostali żółtymi i czerwonymi kartkami w piątkowym pojedynku:
Korona Kielce
Żółte kartki: Kuzera, Golański, Jovanović, Vuković, Stano, Lisowski, Korzym, Lenartowski.
Czerwone kartki: Jovanović (za drugą żółtą), Korzym (za faul).
KGHM Zagłębie Lubin
Żółte kartki: Costa, Rakowski, Bilek, Hanzel, Horvath, Woźniak, Lira.
Czerwona kartka: Lira (za drugą żółtą).