Niedawno zanosiło się na lepsze czasy dla zielonych. Po wyjazdowym remisie w Niecieczy nadeszło zwycięstwo z Olimpią Elbląg i w środku tygodnia warciarze jechali do Grudziądza w dobrych nastrojach. Zepsuli je sobie bardzo szybko, bo ulegli beniaminkowi 1:2. Efekt? Skromna przewaga nad strefą spadkową i coraz bardziej nerwowa sytuacja w klubie. - Nie mogę przestać myśleć o naszym ostatnim występie. Po powrocie do domu usnąłem dopiero nad ranem. Nie potrafię pojąć co się z nami dzieje, tracimy bramki zachowując się jak święty Mikołaj. W Grudziądzu zaatakowaliśmy od pierwszego gwizdka sędziego. Nie stwarzaliśmy może klarownych sytuacji, ale graliśmy ofensywnie. Jednak wystarczyło jedno długie podanie rywali i od razu zrobił się problem. Łukasz Jasiński zaliczył niefortunną interwencję, po której padł gol. W drugiej połowie - przy przewadze liczebnej - chcieliśmy odrobić straty, ale zaraz na początku była wrzutka i Jasiński, nie atakowany przez nikogo, zagrał ręką. Cóż można zrobić w takiej sytuacji? To jest po prostu porażające - powiedział Jarosław Araszkiewicz.
Porażki zielonych są o tyle bolesne, że nie do końca wynikają ze słabej gry. Ich przyczyną są szkolne, wręcz juniorskie błędy indywidualne. - Nigdy nie jest tak, że jedziemy na mecz i się bronimy. Może więc należałoby zmienić strategię i czekać na wpadkę przeciwnika. Póki co niestety mylimy się tylko my. Kończy się to tragicznie. Nie ukrywam, że te wszystkie niepowodzenia zostają w głowach. Niedzielne starcie z Ruchem Radzionków będzie weryfikacją naszej dyspozycji. Wszyscy doskonale wiemy, że lokata w tabeli jest daleka od tej, na której powinniśmy się znajdować - stwierdził opiekun Warty.
"Araś" nie ukrywa, że dojdzie do kolejnych zmian w składzie, zwłaszcza że wykluczony jest występ Tomasza Magdziarza, a duże problemy mają też obrońcy. Poza tym w Grudziądzu przepięknego gola zdobył Paweł Piceluk. Były napastnik Lecha Rypin ma coraz wyższe notowania w sztabie szkoleniowym poznańskiej ekipy. - Niektórzy zarzucali mi, że nie stawiam na tego zawodnika. Jednak powtarzałem, że stopniowo będę go wprowadzać do zespołu. Tak się dzieje, bo w każdym kolejnym meczu zalicza coraz dłuższe występy. W niedzielę ta tendencja zostanie podtrzymana. W Grudziądzu wypadł pozytywnie, bo udowodnił bardziej doświadczonym piłkarzom, że nie boi się podjąć ryzyka i uderzyć z dużej odległości. Za to należą mu się brawa. Każdy musi zrozumieć, że jeśli nie będziemy oddawać strzałów, to nie możemy liczyć na gole - oznajmił trener.
Najprawdopodobniej już do końca sezonu nie będzie mógł grać Tomasz Magdziarz. Kapitan zielonych ma złamany nos w pięciu miejscach i przeszedł operację. To duża strata dla zespołu, bo ten zawodnik imponuje zaangażowaniem. - Zawsze chce pomóc drużynie, już w poprzednich spotkaniach grał z kontuzją. Tomasz ma charyzmę i dlatego jego absencja mnie martwi. Niestety nie posiadamy zbyt wielu piłkarzy z takim charakterem. W ogóle mentalność to u nas spory problem. Są zawodnicy, którzy dają sobie radę z krytyką, ale są też tacy, na których nie można krzyknąć, bo od razu zamykają się w sobie. Moja funkcja to przede wszystkim trenowanie, ale ostatnio muszę się wcielać w rolę psychologa. Ciągle powtarzam, że zawód piłkarza jest piękny. Można się polansować, ale są też takie momenty, że trzeba zaorać boisko. Mi też, gdy jeszcze grałem, nie wszystko wychodziło idealnie. Ale kiedy trzeba było dać z siebie wszystko, to robiłem to. Tymczasem od zawodników słyszę, że doskwiera im presja. Czują ją przy meczach np. z Olimpią Grudziądz czy Kolejarzem Stróże. Więc co by zrobili, gdyby przyszło im grać w europejskich pucharach? Musieliby chyba w ogóle nie wyjść na boisko - dodał Araszkiewicz.
Czy aktualnie można powiedzieć, że Warta tworzy kolektyw? - Dążymy do tego. Jednak każdy musi coś dołożyć od siebie. Trzeba wyzwolić charyzmę i uwierzyć we własne umiejętności. Tymczasem stale mamy ten sam problem: na treningach jest OK, a gdy przychodzi do meczu, zaliczamy najwyżej jedną dobrą połowę. To jest mankament, z którym borykam się nie tylko ja, ale także moi poprzednicy. W spotkaniu z Olimpią Elbląg rozsierdziło mnie to do tego stopnia, że w przerwie nie wytrzymałem. Potem niektórzy dziękowali mi, że ich pobudziłem. Nie tak to powinno wyglądać, moja rola to przede wszystkim nakreślenie taktyki, czy podpowiedzenie zawodnikowi jak ma się zachować w danej sytuacji. Gdy graliśmy sparingi, to tego kłopotu nie było, ale w spotkaniach o stawkę nie możemy się z tym uporać. Efekt? 13. miejsce w tabeli. Sytuacja może nie wygląda jeszcze dramatycznie, ale ja ją właśnie tak traktuję. Dlatego musimy z tego marazmu jak najszybciej wyjść. Liczenie, że rywale potracą punkty doprowadzi do tego, że sami będziemy mieli problemy - zakończył Araszkiewicz.
Przypomnijmy, że najbliższą okazję do poprawienia sobie humorów poznaniacy będą mieć w niedzielę. Na Stadionie Miejskim zmierzą się wówczas z Ruchem Radzionków.