Jagiellończycy przyjechali do Warszawy z nastawieniem na walkę i nieoddanie meczu Legii. Jednakże niewiele osób wierzyło w taki obrót spraw, zważywszy na bardzo niekorzystny bilans białostockiego zespołu na wyjazdach. - Cieszy bramka, cieszy punkt, bo znając nasze perypetie wyjazdowe większość bukmacherów i obserwatorów obwieściła naszą porażkę. A jednak ten remis dodaje kolorytu naszej lidze i mam nadzieję, że walka o mistrzostwo będzie trwała do końca - ocenił Tomasz Frankowski.
Podopieczni Tomasza Hajty w pierwszej połowie przeważali na murawie Pepsi Areny. Po przerwie również to oni zdobyli pierwszą bramkę, jednak pod koniec spotkanie można było odnieść wrażenie, że opadli z sił i bronili jednego punktu. - Z boiska mam czasami inne spojrzenie na mecz, aniżeli kibice siedzący na trybunach. Prawdą jest, że trochę zabrakło nam spokoju w sytuacjach podbramkowych, bo mogliśmy strzelić więcej, niż jednego gola - powiedział ofensor Jagiellonii.
Snajper białostockiej drużyny odniósł się do stwierdzenia, jakoby w meczu z legionistami to jego drużyna wyglądała na taką, która dąży do mistrzowskiego tytułu. - Legia rzeczywiście nie zagrała dobrego spotkania. Myślę, że być może zdobyty w środku tygodnia puchar pozostawił jakiś odcisk czy piętno na ich formie w tym meczu. A szkoda, bo mieli szansę odskoczyć wszystkim konkurentom i usatysfakcjonować cały stadion, który doskonale dopingował - przyznał.
"Franek łowca bramek" w meczu z wojskowymi zdobył 15. gola w tym sezonie dla Jagiellonii i 162. w karierze. Tym samym brakuje mu pięciu bramek do rekordu Gerarda Cieślika, który zajmuje trzecie miejsce na elitarnej liście Klubu 100. - Nic nie wskazuje na to, żebym miał poprzestać. Drużyna się rozwija, jest wielu młodych chłopaków, którzy dobrze dośrodkowują bądź dobrze podają, biegają szybciej ode mnie, więc mnie wystarczy dokładać bramki - nie ukrywał Frankowski.
Po zakończeniu sezonu ligowego napastnik Jagiellończyków trykot piłkarski zamieni na strój trenerski, albowiem w kadrze Franciszka Smudy zajmuje się szkoleniem napastników. Czy jednakże w obliczu dobrej dyspozycji nie powinien polecić siebie do gry w reprezentacji? - Nie jestem od tego, żeby podpowiadać swoją kandydaturę trenerowi Smudzie. Selekcjoner obserwuje naszą ligę, a także ligi zagraniczne, gdzie nasi napastnicy, niestety, się nie wyróżniają. Wkrótce trener ogłosi skład naszej reprezentacji, a także czterech czy pięciu napastników, którzy będą brani pod uwagę - wyjaśnił zawodnik.
Tomasz Frankowski przyznał również, że wie już, kto może się spodziewać powołania do kadry biało-czerwonych. - Wiem, ale nie powiem - zakończył.