Mimo nerwowych ostatnich minut Śląsk Wrocław zdołał pokonać 2:1 KGHM Zagłębie Lubin. Wicemistrzowie Polski prowadzili po pierwszej połowie 2:0. W drugiej części potyczki Miedziowi zdobyli gola, lecz na doprowadzenie do remisu zabrakło im już czasu. - Głupio straciliśmy bramkę, cofnęliśmy się za bardzo do tyłu. Zagłębie narzuciło swój styl, ale dowieźliśmy do końca zwycięstwo. Nie powtórzyliśmy błędów z poprzednich spotkań i nie daliśmy sobie strzelić gola w końcówce. Trener powiedział, żeby pierwsze minuty były takie, jak w Lubinie. Mecz idealnie się dla nas ułożył. Myślę, że kontrolowaliśmy przebieg pierwszej połowy. Rywala dobiliśmy w 45. minucie - skomentował Łukasz Gikiewicz.
- W końcu nam coś zapaliło. Zostały dwa mecze. Chcielibyśmy teraz w czwartek wygrać z Jagiellonią i myślę, że w Krakowie wszystko do ostatnich minut będzie się toczyło - podkreślił "Giki".
Napastnik Śląska dopiero niedawno wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Przez trenera jest on jednak wystawiany na skrzydle, w roli pomocnika. Tak też było i w niedzielę, kiedy to Łukasz Gikiewicz popisał się ładną asystą przy golu Mateusza Cetnarskiego. - Wyręczyłem Sebka Milę i asystowałem, chociaż ja nie jestem od asystowania, tylko od strzelania. Fajnie, że Mateusz (Cetnarski - dop.red.) zdobył gola i wygraliśmy ważny mecz - żartował piłkarz.
Niedzielne spotkanie było ważne także z kibicowskiego punktu widzenia. Były to derby, a wiadomo jaka jest ranga takiego typu zawodów. - Derby rządzą się swoimi prawami. Myślę jednak, że zawodnik grający w ekstraklasie nie może patrzeć, czy to derby czy nie. Dla mnie osobiście każde spotkanie jest ważne. Daję z siebie wszystko, nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu - podkreślił Gikiewicz.
Wrocławianie byli jednak wyjątkowo zmobilizowani na ten mecz. Pomogli im w tym... piłkarze Zagłębia. - Arek Woźniak mówił, żeby tylko mistrzem nie został Śląsk, więc ja mu gratuluję tej wypowiedzi. Niestety oni kolejnego spotkania z nami nie wygrali - podsumował zawodnik WKS-u.