Do spotkania z Piastem Gliwice podopieczni Krzysztofa Pawlaka przystępowali po trzynastu kolejnych pojedynkach bez zwycięstwa ligowego. Zawodnicy chcieli to zmienić, ale plany pokrzyżowali im niebiesko-czerwoni. - Na pewno będziemy czekać na kolejne spotkanie, bo tym razem mieliśmy trzynaście meczów bez zwycięstwa i doszedł kolejny - kręcił głową po porażce z Piastem Krzysztof Bodziony, pomocnik Floty Świnoujście.
Gospodarze bardzo mocno weszli w piątkowe starcie z nadmorskim zespołem. Atakowali od początku i przyjezdni w bardzo krótkim czasie mogli stracić kilka szybkich bramek. - Na pierwszą połowę wyszliśmy fatalnie. Pierwsze dwadzieścia minut graliśmy bardzo słabo i tak samo było na początku drugiej odsłony. Wracamy do Świnoujścia załamani, bo sytuacja jest coraz gorsza i nasza przewaga nad strefą spadkową się zmniejsza. Ciąży nad nami chyba jakieś fatum, skoro nie potrafimy wygrać czternastego spotkania pod rząd - skomentował były gracz Zagłębia Sosnowiec. - Gratuluję Piastowi, bo na pewno zasługuje na to, żeby być tak wysoko w tabeli - dodał.
Do przerwy goście przegrywali tylko 1:2. Tylko, bo gdyby gliwiczanie byli bardziej skuteczni, to Flota na drugą połowę wychodziłaby po to, żeby nie stracić kolejnych kilku bramek. - Trener w przerwie nam mówił, że jeśli wyjdziemy na drugą połowę tak samo, jak na pierwszą, to skończy się to pięcioma bramkami. Po 20 minutach meczu się otrząsnęliśmy i zaczęliśmy stwarzać sytuacje. Podobnie było po zmianie stron. Powtórka z początku spotkania i budzimy się dopiero pod koniec, ale wtedy jest już za późno - rozkładał ręce 26-latek.
Mimo długich momentów słabej gry, biało-niebiescy łapali kontakt z Piastem. W największej mierze dzięki dwóm bramkom Christiana Nnamaniego. - Piast był do ogrania i mogliśmy wygrać. Jednak po raz kolejny się powtórzę, że jeśli będziemy tak słabo wchodzić w mecz i spać przez pierwsze minuty, to nie mamy szans. Tym bardziej na takim stadionie, gdzie kibice cały czas dopingują - zakończył Krzysztof Bodziony.