Bilans dotychczasowej pracy szkoleniowca Pogoni nie powala na kolana. W pięciu kolejkach pod jego wodzą szczecinianie zaledwie raz schodzili z boiska w roli zwycięzców i to po spotkaniu z fatalnie prezentującą się Flotą. Poza tym dwukrotnie zremisowali i tyle samo razy przegrali. Wyniki tylko nieznacznie drgnęły w porównaniu do tych osiąganych wiosną przez Marcina Sasala.
- Po ostatnich dwóch meczach, z Dolcanem i Kolejarzem, powinniśmy mieć na koncie punkty, ale nie mamy żadnego. Stwarzaliśmy okazje podbramkowe, uderzaliśmy z dystansu, dorzucaliśmy piłkę w pole karne, ale nie da się ukryć, że wyniki są dla nas niekorzystne i trener w takim momencie się nie obroni - przyznał Ryszard Tarasiewicz.
Marnym pocieszeniem dla szczecińskich kibiców jest progres w grze drużyny. Sobotnie starcie z Kolejarzem (1:2) było pierwszym w tym roku przy Twardowskiego, które można było oglądać bez bólu zębów. Pogoń prowadziła grę, dochodziła do sytuacji podbramkowych, ale skuteczność była atutem przyjezdnych.
- Takie mecze się zdarzają. Szkoda tylko, że akurat w Szczecinie. Staramy się grać, na tyle ile możemy. Na boisku było widać wymienność funkcji, prowadziliśmy grę i pokazaliśmy, że potrafimy nie dopuszczać rywala do licznych sytuacji podbramkowych. Oni mają je trzy albo cztery na mecz i z tego strzelają gole - opowiadał trener. - Po dużym wysiłku i aktywnej grze, zawodnicy znów nie zostali nagrodzeni zdobyczą punktową. Każdy człowiek za dobrze wykonaną pracę chce dostać jakiegoś cukierka, a tego nie ma. To dla moich podopiecznych frustrujące - porównał były trener Śląska.
Przed Portowcami niemal ostatnia szansa na przełamanie. W środę zagrają z czającą się za ich plecami Bogdanką, która w przypadku zwycięstwa zepchnie ich z podium pierwszoligowej tabeli. Pogoń nie przystępuje do decydującej o losach awansu rozgrywki w roli faworyta. Na ich niekorzyść przemawia zarówno terminarz, jak i minorowe nastroje wokół zespołu.
- Nie powinniśmy się nad sobą rozczulać i czekać na współczucie i poklepywanie po plecach - zapewnił Tarasiewicz. - Podobne sytuacje przeżywałem w przeszłości w drugiej i trzeciej lidze, gdy wokół także mówiono, że moja drużyna nie awansuje i musi dograć sezon. Jednak karta obracała się na naszą korzyść, świętowaliśmy promocję i myślę, że taki scenariusz powtórzy się w Szczecinie - nie traci optymizmu opiekun Pogoni.