Jeżeli weźmiemy pod uwagę wyłącznie mecze rozegrane w 2012 roku, to szczecinianie plasują się w strefie spadkowej na piętnastej pozycji! Pozostałe czołowe drużyny równie często tracą punkty, więc mimo wszystko Pogoń zajmuje miejsce na podium. - Początek rundy mieliśmy naprawdę słaby, a potem gra wyglądała coraz lepiej. Ja uważam, że w spotkaniu z Kolejarzem byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem, a przegraliśmy, ale piłka jest nieprzewidywalna. Nie ma co patrzeć na to, co było. Trzeba spoglądać do przodu - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl ocenia Vuk Sotirović.
Oblicza Portowców nie odmieniła zmiana trenera. Pod wodzą Ryszarda Tarasiewicza zanotowali tylko dwa zwycięstwa, a przegrali z Kolejarzem Stróże i rywalizującym o utrzymanie Dolcanem Ząbki. - My, piłkarze zwalniamy trenera i to my, piłkarze o wszystkim decydujemy. Coś działo się w naszych głowach, ale nie potrafię powiedzieć co. Nie graliśmy tak, jak od nas oczekiwano. Nie trzeba szukać winowajców. Po prostu sami sobie jesteśmy winni, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Teraz trzeba pokazać, że jesteśmy facetami i jesteśmy silni psychicznie - podkreśla były piłkarz Śląska Wrocław.
Pogoń przełamała się w meczu z Bogdanką Łęczna. Zwyciężyła na Lubelszczyźnie 1:0, dzięki czemu wciąż liczy się w grze o awans do T-Mobile Ekstraklasy. Niezwykle cenną bramkę zdobył właśnie Sotirović, z zimną krwią wykorzystując błąd defensywy. - Ja cieszę się, że dołożyłem małą cegiełkę. Mam nadzieję, że teraz będzie marsz do ekstraklasy. Czuję po tym zespole, że coś drgnęło. Myślę, iż to zwycięstwo dodało nam wiatru w żagle. Każde spotkanie traktujemy jako walkę o życie, bo nie ma co ukrywać, że różowo nie jest. Mieliśmy dobrą sytuację po pierwszej rundzie, ale to popsuliśmy - przyznaje 30-letni Serb.
Niezadowalające wyniki Portowców wpłynęły na stosunek kibiców do drużyny. Fani lżyli piłkarzy i nie przebierali w słowach, by wyrazić swoje rozczarowanie. Takie zachowanie odbiło się na zawodnikach. - Nie chcę tego komentować. Naprawdę szkoda słów. Mnie to boli, że tak jest, ale trudno. Trzeba sobie z tym radzić - uważa Sotirović.