Polonia Bytom cały czas zachowuje matematyczne szanse na utrzymanie w I lidze. Nie wiadomo czy w końcówce trudnej batalii o pierwszoligowy byt niebiesko-czerwoni będą mogli liczyć na pomoc Davida Kobylika, który popadł w niełaskę u trenera Dariusza Fornalaka.
Po raz pierwszy doświadczony Czech pojawił się przy Olimpijskiej półtora roku temu, przenosząc się do ekstraklasowej wówczas Polonii z drużyny mistrza Słowacji MSK Żilina. Rozegrał w barwach bytomskiej ekipy 25 spotkań, zaliczając kilka ważnych asyst. Nie zdołał jednak uchronić niebiesko-czerwonych przed spadkiem do I ligi.
Krótko po tym zawodnik przeniósł się do austriackiego TSV Harberg. W rundzie jesiennej rozegrał tam 20 spotkań, w których strzelił jedną bramkę, po czym zdecydował się wrócić do walczącego o utrzymanie na zapleczu T-Mobile Ekstraklasy śląskiego klubu.
Wrócił odmieniony. Kibice z Olimpijskiej zapamiętali Kobylika jako zawodnika z kilkukilogramową nadwagą. Występy w Austrii pozwoliły mu pozbyć się brzuszka, ale kilka miesięcy gry w Bytomiu sprawiło, że oponka u Czecha znowu się pojawiła. To nie spodobało się sztabowi szkoleniowemu Polonii, który zadecydował, że w meczu z Zawiszą Bydgoszcz 31-latek usiądzie na ławce rezerwowych. Na placu gry Czech pojawił się w 85. minucie, a w niedzielę miał zagrać w zespole rezerw bytomskiego klubu.
Nie wiadomo jaki los spotka Kobylika w końcówce sezonu. Z jednej strony piłkarz jest ważnym elementem taktyki śląskiej drużyny. Z drugiej, z powodzeniem w meczu z bydgoszczanami zastąpił go Martin Baran, wcześniej podstawowy defensor niebiesko-czerwonych. Były młodzieżowy reprezentant Słowacji jesienią występował w zespole rodzimej Corgon Ligi, Tatranie Presov, gdzie pełnił funkcję właśnie defensywnego pomocnika.