Po rewelacyjnym początku sezonu niewiele osób przypuszczało, że Flota tak długo będzie drżeć o utrzymanie. To zapewniła sobie w środę, po dopiero drugim wiosną zwycięstwie, z Olimpią Elbląg. Przez wcześniejsze kolejki śrubowała niechlubny rekord meczów bez wiktorii. - Co się stało, że wpadliśmy w taki kryzys? Choć mamy go za sobą, to cały czas zadaje sobie owe pytanie i głowa mnie od tego boli - wyznał trener Ryszard Kłusek.
Właśnie młody szkoleniowiec zbiera dziś największe gratulację za utrzymanie zespołu. Kłusek przejął zespół czternaście dni przed końcem ligi i w zaledwie kilkanaście godzin znalazł sposób na przełomowe zwycięstwo z Termalicą.
- Przed tym meczem chodziło o dotarcie do psychiki zawodników, a nie reżim treningowy. Starałem się wlać zawodnikom w serca góralski charakter, ponieważ pochodzę z Bielska-Białej. Przeciw niecieczanom założyliśmy maski jak w filmie "Gladiator", bo tak właśnie mieliśmy zawalczyć. Te maski po ostatnim gwizdku chłopcy z radością ściągnęli i schowali do toreb na następne spotkanie. Wszyscy skakali, całowali się, mieli łzy w oczach - opowiadał po konfrontacji Kłusek.
Zwycięstwo z czołowym zespołem ligi nabrało dodatkowej wartości w środę, gdy Flota pokonała elblążan i tym samym przypieczętowała utrzymanie. - Jeszcze raz założyliśmy maski gladiatorów. Chcieliśmy w początkowym kwadransie zepchnąć rywala do obrony i strzelić dwa gole, ale to się nam nie do końca udało. Dlatego też ten mecz kosztował nas wiele sił fizycznych i psychicznych - podsumował szkoleniowiec.
- Dziękuje zawodnikom, że jako drugiemu trenerowi pozwolili mi dotrzeć do swojej psychiki i zrozumieli, że są dobrymi zawodnikami i potrafią grać w piłkę. Chciałem wejść głęboko w ich głowy, a następnie wyjść i zobaczyć, co mają w środku. Teraz wiem, że mają bardzo dużo. Czas poświęcony na ćwiczenie stałych fragmentów i indywidualne rozmowy spowodował, że Flota odrodziła się i znów jest drużyną, która rozpoczęła sezon - komentował następca Krzysztofa Pawlaka.
Trener świnoujścian to postać anonimowa dla wielu kibiców. Praca w nadmorskim klubie to dla niego samodzielny debiut na tak wysokim szczeblu rozgrywek. - Łącze funkcje pierwszego oraz drugiego szkoleniowca i wszystkie obowiązki spadły na mnie. Cieszę się jednak, że podjąłem to wyzwanie - zapewnił trener, zadziwiający dziesiątki obserwatorów żywiołowymi reakcjami na ławce rezerwowych. Po drugim golu w meczu z Olimpią Kłusek dosłownie odleciał i przebiegł kilkanaście metrów z rękoma rozłożonymi niczym skrzydła jaskółki.
- Sędzia co chwilę wyganiał mnie do strefy przy ławce rezerwowych, ale tak jak powiedziałem - musiałaby ona być odgrodzona linią elektryczną z napięciem 220 V, abym tam stał. Moim wzorem trenerskim jest Jurgen Klopp i gdy spoglądam na jego zachowanie, to aż ciarki przechodzą mi po plecach. Takim trenerem jestem od osiemnastu lat i boję się, że długo nie pożyje. Kosztuje mnie to dużo zdrowia, ale jeśli wygrywamy mecz, to w chwilę się regeneruje - tłumaczył opiekun świnoujścian.
Przed Kłuskiem i jego podopiecznymi jeszcze dwa mecze, z Olimpią Grudziądz i Ruchem Radzionków. Mogą one zadecydować o przyszłości wielu piłkarzy i samego szkoleniowca, który na razie jest związany ze swoją funkcją do końca sezonu. Sam opiekun drużyny wyznaczył sobie na ostatnie potyczki jeszcze inną misję. - Dzięki punktom możemy zbliżyć się do siódmego miejsca sprzed czterech lat, gdy Flota debiutowała w I lidze. Przez ostatnie lata drużyna notowała progres, chcemy dorównać choć temu najsłabszemu osiągnięciu minionych sezonów - dodał Ryszard Kłusek.