Jarosław Kaszowski: Wszyscy pamiętamy hasła typu "ekstraklasa albo śmierć"

W niedzielę Piast Gliwice może zapewnić sobie awans do Ekstraklasy. Niebiesko-czerwoni muszą pokonać GKS Katowice oraz liczyć na drobną pomoc innych zespołów. Ostatnią promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej z gliwiczanami świętował Jarosław Kaszowski, którego tym razem w ogóle na stadionie przy Okrzei może nie być.

Niedzielne derby gwarantują sporo emocji. Walczący o ekstraklasę Piast kontra walcząca o utrzymanie GieKSa. Faworyt wydaje się być tylko jeden, ale jak wiadomo, pojedynki derbowe rządzą się własnymi prawami. - Oczywistym faworytem jest Piast. Jednak z drugiej strony wiemy, że derby rządzą się swoimi prawami i pamiętamy mecz gliwiczan z Ruchem Radzionków. Wiemy, o co gra GieKSa, i może to spotkanie miałoby inny wymiar gatunkowy dla niej, gdyby nie przegrała ostatnio u siebie z Wartą Poznań, a uległa rywali zdecydowanie, dlatego musi szukać punktów. Na pewno szkoda, bo ktoś będzie niezadowolony i najgorsze jest to, że Piast może zagwarantować sobie awans kosztem GKS-u i to troszeczkę mnie boli. Myślałem, że śląskie drużyny powinny stanowić siłę w tej lidze, a widzimy, co się dzieje - mówi Jarosław Kaszowski, legenda Piasta Gliwice.

Oba zespoły będą zmagały się ze sporą presją. Gospodarze będą chcieli zapewnić sobie awans, ale goście walczą o ligowy byt, co sprawia, że przyjdą do Gliwic pod mocnym ciśnieniem. - Piast umie grać pod presją i radził sobie z nią w niektórych meczach. Jednak, gdy GieKSa ma nóż na gardle, to również potrafi zwyciężać. Sam jestem ciekaw wyniku tej konfrontacji, bo z jednej strony gliwiczanie są faworytem i inny wynik, niż ich zwycięstwo będzie wielką, wielką niespodzianką. Natomiast z drugiej strony nie możemy zapominać, że goście na te pojedyncze starcia, na derby, mogą się naprawdę sprężyć - twierdzi "Kasza".

Niebiesko-czerwoni grają o ekstraklasę, podopieczni Rafała Góraka za wszelką cenę chcą pozostać za jej zapleczu. Czy po zakończeniu sezonu oba kluby będą mogły cieszyć się z założonych celów? - Piast sobie to wszystko troszeczkę skomplikował porażką w Łęcznej i wiemy, jak sytuacja wygląda, mimo że inne drużyny też nie mają lekko. Zawisza wskoczył na drugie miejsce i jedzie do Poznania na mecz z Wartą i sam nie wiem czy zdobędzie tam komplet punktów. Nawet remis z GieKSą może oznaczać dla gliwiczan, że ostatnie starcie z drużyną z Bydgoszczy, będzie meczem o wszystko. Dlatego myślę, że Piast powinien zrobić wszystko, żeby to ostatnie spotkanie było już spokojne, ale istnieje prawdopodobieństwo, że dopiero w ostatniej kolejce gliwiczanie przypieczętują awans i wtedy ta radość byłaby bardziej spontaniczna. Wszystko przemawia za tym, że niebiesko-czerwoni potrzebują jeszcze tylko jednego zwycięstwa - opisuje szanse podopiecznych Marcina Brosza zawodnik Fortuny Gliwice.

- Najlepiej by było, gdyby GieKSa także jeden mecz wygrała, ale gdzie szukać punktów? Zostały dwie kolejki do końca i katowiczanie mają spotkania w Gliwicach i Nowym Sączu. Wydaje mi się, że GKS ma taką przewagę, że spaść nie powinien i wszystkie drużyny, które mają nóż na gardle wygrywają, nawet z zespołami z czołówki. W Katowicach mieli inne założenia, wszyscy pamiętamy hasła typu "ekstraklasa albo śmierć" - mówi z kolei o możliwości pozostania w I lidze żółto-zielono-czarnych.

Dużym atutem gospodarzy będzie własny stadion i kibice, którzy mocno mobilizują się na derbowe spotkania z GKS-em Katowice. "Kasza" przypomina jednak potyczkę z Ruchem Radzionków. - Z jednej strony na pewno kibice będą atutem Piasta, jednak zawodnicy gości grali na rożnych boiskach. Cały czas będę przypominał mecz z Ruchem Radzionków, gdzie się wydawało, że niebiesko-czerwoni mają własny stadion, swoich fanów, a przyjeżdża drużyna, która bije się o utrzymanie i wywiozła stamtąd cenne zwycięstwo. Nie przewiduję innego scenariusza, niż zwycięstwo Piasta, ale trzeba też być ostrożnym, bo już nie takie drużyny przegrywały z GieKSą - przyznaje wychowanek gliwickiego klubu.
- Swój obiekt, to spore udogodnienie, bo gliwiczanie w tej rundzie dwa razy grali poza domem i dwukrotnie przegrali, więc własny stadion robi swoje. Natomiast przy ewentualnym awansie, granie u siebie nie będzie już tak dużym atutem, ponieważ w ekstraklasie jest wiele nowych i nowoczesnych obiektów. Jednak kibice przyjezdnych też się pojawią, będzie ich około pięciuset i będą wspierać swoją drużynę

- dodaje.

Ewentualne zwycięstwo zespołu trenera Góraka sprawi, że katowiczanie zapewnią sobie ligowy byt i do ostatniego meczu podejdą już ze spokojem. - Gdybym ja grał w GieKSie, to z tej perspektywy, nie ma lepszego spotkania na przełamanie. Nigdy nie było niczego lepszego, niż wygrana z dużym rywalem i to na ładnym stadionie. Dlatego jestem pewny, że GKS będzie próbował robić to samo, mimo że na pewno nie zagra otwartej piłki i nastawi się na kontrataki, bo czas będzie płynął na ich korzyść. Im dłużej Piast nie strzeli bramki, tym dłużej będzie mu się trudniej grało i zrobi się nerwówka, dzięki czemu goście mogą nabrać pewności siebie. Najważniejsze dla gliwiczan jest to, żeby szybko strzelili bramkę, żeby nie było nerwowo, szczególnie, że jak pokazały ostatnie mecze, to Wojtek Kędziora umie się zawsze znaleźć i to jest chyba głównym atutem gospodarzy - analizuje pomocnik.

Gdy niebiesko-czerwoni wygrali w sezonie 2007/2008 z Polonią Warszawa w ostatniej kolejce i zapewnili sobie awans, 33-latek świętował go jako zawodnik Piasta razem z kibicami na gliwickim rynku. Teraz jest szansa na powtórzenie tego wyczynu, aczkolwiek tym razem "Kasza" z wiadomych względów nie zagra, a może zabraknąć go nawet na trybunach. - Biletu nie kupiłem i nie wiem czy będę go kupował, a wciąż jeszcze jestem solą w oku dla niektórych działaczy. Nie kupuję wejściówek na Piasta, bo wydaje mi się, że po tylu latach gry dla tego klubu i zrobienia tylu rzeczy, nie wypada stać w kolejkach za biletem. Trudno, nie mam zamiaru się prosić i raczej na spotkaniu się nie pojawię - kończy Jarosław Kaszowski.

Źródło artykułu: