Będziemy walczyć do końca - rozmowa z Tomaszem Baranem, prezesem Ruchu Radzionków

Ruch Radzionków znajduje się na skraju bankructwa. We wtorek zapadnie przy Narutowicza decyzja czy klub warto za wszelką cenę utrzymywać w I lidze, czy też lepiej spróbować gry w niższej klasie.

Marcin Ziach: Czarne chmury zbierają się nad Ruchem Radzionków. Podobno przyszłość klubu w I lidze stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Tomasz Baran: Wszystkie głosy mówiące o tym, że Ruch Radzionków upadł, są nieprawdziwe. Podobnie wygląda sytuacja z trenerem. W dalszym ciągu pozostaje on naszym pracownikiem i na pewno w najbliższych dniach się to nie zmieni. My dalej walczymy o I ligę dla tego klubu.

W obecnej trudnej sytuacji organizacyjnej uda wam się pomyślnie przejść przez coraz bardziej wymagający proces licencyjny?

- Tego nie wiem, bo nie jestem w komisji. Mam taką nadzieję. My ze swojej strony przygotowujemy wniosek licencyjny dla Ruchu na grę w I lidze. Nasz wniosek będzie kompletny i wszystko w nim będzie tak jak trzeba. Trzeba to wyprostować i ostudzić nastroje, bo zrobiło się zbyt gorąco wokół całej sprawy.

Gdzie leży dziś największy problem Cidrów?

- Wygasa nam umowa z miastem. W marcu podpisaliśmy umowę sponsorską na bazie której dostaliśmy z gminy 130 tys. złotych. W czerwcu raz jeszcze mieliśmy zasiąść do rozmów i liczę, że tak się stanie. W naszej sytuacji wsparcie od miasta jest kluczowe dla bytowania klubu i mam nadzieję, że Ruch przez gminę Radzionków nie zostanie opuszczony.

Środki przekazane przez miasto klubowi na poczet tytułu największego sponsora klubu I ligi są trochę śmieszne.

- Jest to przykre, ale takie są niestety realia. Nie ma dziś w Polsce i na Śląsku firm, które byłyby skłonne wyłożyć pieniądze na sponsoring klubu występującego na tym szczeblu rozgrywek. Zdarzają się wyjątki, ale to naprawdę rzadkie przypadki. Nie marginalizowałbym roli miasta. Burmistrz daje nam dziś tyle ile może. Równie dobrze mógłby powiedzieć, że w budżecie miasta nie ma w ogóle pieniędzy i też musielibyśmy sobie jakoś poradzić.

Przyszłość Ruchu w jasnych barwach mogłaby malować budowa nowego stadionu. Póki co nie ma o tym mowy.

- Jakieś przymiarki były czynione. Póki co liczymy, że uda nam się zostać przy Narutowicza i tutaj rozgrywać swoje mecze. Jeśli się nie powiedzie, to rozmawiamy też z władzami Wodzisławia Śląskiego. Jeśli to nie wypali, to zgłosimy się do władz Chorzowa na temat gry przy Cichej. My możemy się wyprowadzić ze swojego stadionu i być przez jakiś czas drużyną bezdomną. Musimy jednak mieć zapewnienie z miasta, że nowy stadion dla Ruchu powstanie. Nie oczekujemy żadnego kolosa. Myślę, że obiekt na 6-7 tys. miejsc w zupełności spełniałby nasze zapotrzebowanie i pomógł klubowi zyskać płynność finansową. Na pewno w tym temacie będziemy z burmistrzem jeszcze rozmawiać.

Coś w ogóle w tym temacie ruszyło?

- Ruszyło i to w marcu. Z tego co wiem została wtedy podpisana umowa gminy Radzionków z Agencją Rynku Rolnego, w sprawie przekazania terenów pod stadion. To był krok, który długo nam się ciągnął, ale w końcu udało się sprawę doprowadzić do szczęśliwego końca. Powiem panu, że w ostatnich miesiącach wielokrotnie opinia publiczna i kibice piętnowali burmistrza Tobora, a on dobrze wie co obiecał i ufam temu, że słowa danego dotrzyma.

Problemy organizacyjne klubu nie idą w parze z wynikiem sportowym. Ten w rundzie wiosennej był chyba ponad stan.

- U nas po prostu jest atmosfera do robienia dobrego futbolu. Może nie zawsze finanse są w porządku, ale z roku na rok musimy sprzedawać najlepszych zawodników i potem łatać dziurę innymi. Zimą też straciliśmy kilku wartościowych graczy i musieliśmy się wzmacniać zawodnikami, których forma była wielka niewiadomą. Po raz kolejny udało nam się zbudować świetny zespół, w którym atmosfera była fantastyczna. Można tylko złapać się za głowę i pomyśleć, co by było gdyby finanse były w porządku. Myślę, że ten zespół mógłby spokojnie włączyć się do walki o awans.

Z czym wiązałoby się dziś ogłoszenie upadku Ruchu Radzionków?

- Byłaby to moja osobista porażka. Zresztą nie tylko moja, ale ludzi, którzy przez te wszystkie lata mi pomagali. Przez ostatnich sześć lat stopniowo budowaliśmy siłę tego zespołu, który wszedł do I ligi i potem bez problemu umiał się w niej utrzymywać. Dla mnie opcji, żeby ten klub upadł na dzień dzisiejszy nie ma.

Źródło artykułu: